wtorek, 30 kwietnia 2013

Nowe życie. Rozdział 3.


III.
Dotknięta przez Anioła


"Stanął przy mnie anioł
z wyciągniętą ręką
Położył ją na ramieniu
na chwilkę, sekundę
i odleciał…"
~ littlegraybutterfly ~

Obudziłam się nad ranem. Wyspana jak nigdy. Nic dziwnego, gdy poszłam spać bardzo wcześnie poprzedniego dnia. W powietrzu unosił się zapach świeżej róży. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. W oczy rzuciła się mi owa róża, której zapach poczułam. Leżała na biurku. Jakby ktoś wszedł przed chwilą i ją zostawił. Kolejną rzeczą, a raczej osobą był mężczyzna stojący tyłem. Miał on krótkie brązowe, lekko kręcone włosy,  białą rozpiętą koszulę i jasno- niebieskie spodnie, a dokładniej jeansy. Gdy tylko się odwrócił, to przeżyłam wielki szok. O to stał przede mną anioł. Mój konkretnie anioł, którego dwa dni wcześniej naszkicowałam na kartce. Aktualnie wisiała ona na tablicy korkowej.
- Nie bój się. - rzekł Anioł. - Nazywam się Percjusz. Jestem twoim przewodnikiem. 
- Kim…?? - zapytałam.
- Dokładnie aniołem przewodnikiem. - odparł.
- Aha! Czyli nie myliłam się. - powiedziałam głośniej niż tego chciałam.- To ty mnie wczoraj uratowałeś.
- I tak i nie. - powiedział Percjusz. - Po części sama to zrobiłaś.
- Ale jak to? - zapytałam.
- Normalnie. Ja tylko pomogłem Ci uaktywnić się Twojemu darowi, resztę zrobiłaś sama.
- Jakiemu darowi? Nic nie rozumiem? - odparłam
- Bianko, jesteś aniołem światłości, który właśnie przeszedł przemianę. - odrzekł.
- Jak to… - zaczęłam się rozglądać po pokoju.
- Po prostu, jesteś nim, a raczej nią. Jestem Twoim przewodnikiem, nauczycielem czy jak tam chcesz mnie nazywać. - powiedział.
Milczałam, rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu lusterka. Wreszcie znalazłam. Spojrzałam na siebie. Byłam zielonooką, blond anielicą. Nie miałam żadnych skrzydeł. Co mnie zaciekawiło. Twarz miałam tak rozpromienioną jak każdy narysowany przeze mnie anioł. Ciekawe dlaczego je rysowałam… Może dla tego że tęskniłam za sobą jako aniołem. Byłam o dziwo ubrana w piękną białą suknię. Podkreślała moje kształty, na gorsecie miałam piękne zdobienia zrobione z połączenia koronki z maleńkimi cekinami. Wzięłam szczotkę i zaczęłam czesać w ciszy swoje długie włosy. Myślałam wtedy że fajnie wyglądały by jakby były lekko zakręcone. I wtem po każdym ruchu szczotką zaczęły się kręcić, tak leciutko. 
- Jak to się stało - powiedziałam. 
- Tak jak widziałaś, po prostu. Na razie nie panujesz jeszcze nad darami, które posiadasz, ale w tym celu udamy się do miasta aniołów.
- Do Los Angeles? - zapytałam.
- Nie, ale jest to także miasto aniołów. Przede wszystkim inne, w nim mieszkają prawdziwe anioły.
- Zaraz, a jak my zrobimy, że nie będzie nas widać? Przecież anioły nie chodzą tak sobie ulicą. Ty to jeszcze zapiął byś koszule i mógłbyś wyjść, a ja w tej sukni bym się wyróżniała.
- Też tak po prostu, myśl o niewidzialności i tak się stanie. - odparł Percjusz. 
- Myślę… i już jestem nie widzialna? - zapytałam.
- Dla mnie jesteś widzialna, ale dla ludzi już nie. - powiedział.
- A jak mam to odróżnić?
- Na twoich rękach pojawia się lekki błękitny znak. Wtedy wiesz czy możesz się swobodnie poruszać między ludźmi.
- A co ze skrzydłami? Czy mają je wszyscy? - zapytałam.
- Prawie. - powiedział to z lekkim wykrzywieniem. - Nie wszyscy na nie zasługują. Niektórzy muszą trochę mocniej pracować na nie niż inni. To zależy z jakiej klasy pochodzisz. - powiedział.
- A z jakiej ja pochodzę?
- Nie posiadam takiej wiedzy, to możesz się tylko dowiedzieć od Archanioła. Ja jako przewodnik czy nauczyciel muszę być bezstronny. Dlatego tego nie wiem.
- Rozumiem, a gdzie jest ten Archanioł? - pytając to patrzyłam na swoje lekko błękitne dłonie.
- Bądź cierpliwa Bianko. Właśnie tam lecimy. -odparł podając mi swą delikatną Anielską dłoń. - Weź mnie za ręce i wtedy polecimy.
Było to cudowne uczucie, trzymałam jego dłonie, patrzyłam się w jego młodą jak na przewodnika twarz. Tak wtedy myślałam. Zaczęliśmy się delikatnie podnosić ku górze. Zataczaliśmy lekkie koła. Gdy nagle pokój znikną, a zarazem moje dotychczasowe życie i moje byłe plany. To moje pochodzenie determinowało kim jestem, czyli jednak nie miałam wyboru.
Czułam, że zbliżamy się, widząc wątłe światło na końcu wiru, w którym się poruszaliśmy.
Trafiliśmy do komnaty oświetlanej, za pomocą świec. Najwidoczniej nie było tu prądu. Panował tu pół mrok, gdy nagle sama rozświetliłam te całe pomieszczenie. Na końcu siedział na wysokim tronie mężczyzna z wielkimi skrzydłami z zbroi podobnej do tej, którą nosili rzymianie. Zawołał mnie pełnym mym imieniem.
- Bianko Aurelio Amelio Kaster - Fernest podejdź proszę  tu do mnie. Przewodniku dziękuję ci za doprowadzenie Bianki do Angel Town. Podaj proszę mi swe obie dłonie.
- Witam Cię Archaniele - odparłam lekko kłaniając się jak robią to księżniczki w bajkach. Podałam ręce i wtedy jego oczy piękne czekoladowego koloru zaczęły błyszczeć na złoto. Nie wiedziałam co to ma znaczyć. Przede wszystkim bardzo się przyglądałam jego reakcji, ale nie mogłam z niej nic wywnioskować. Powiedział tylko dwa słowa.
-Niebywały dar.
To był pierwszy dotyk Archanioła.
____________________________

Dedykacja dla:
~ A Alexy
~ Alpha Fearis
~ Cupcake

czwartek, 25 kwietnia 2013

Nowe życie. Rozdział 2.


II.
Zmiany za sprawą przypadku.


"Błękitna suknia
Błękitne skrzydła
Błękitne oczy
W dłoni błękitny kwiat
Czy to człowiek?
Nie, to anioł
Co z nieba błękitem wita cały świat."
~błękitny anioł~

Tego dnia wybrałam się na wiosenny spacer. Była piękna pogoda. Słońce świeciło tak, że mimo lekkiego, chłodnego wiatru byłam jedynie w ciepłej bluzie z kapturem. Moje proste, jasne blond włosy powiewały lekko. Uśmiechałam się sama do siebie, ciesząc z nadejścia wiosny. Szłam ulicami mojego miasta. W uszach słuchawki a w nich piosenka Dwie bajki. Nie słuchałam głośno, ale na tyle, aby słyszeć co się wokół mnie dzieje.
Szłam ulicą, gdy  nagle usłyszałam dobiegające za mną głosy krzyków. W moją stronę jechał rozpędzony samochód. Za kierownicą siedział mężczyzna, który nie mógł zapanować nad kierownicą. Działo się to tak szybko, że nie zdążyłam zauważyć jaki był to samochód, ani jak wyglądał. W słuchawkach właśnie piosenkarka zaśpiewała słowa : "snem było życie dopóki Ty nie pojawiłeś się w nim…". I nagle przy mnie jakby się zmaterializował młody mężczyzna w białym stroju. Przytulił mnie od tyłu i nagle staliśmy po drugiej stronie ulicy. Samochód uderzył w latarnie, która pod wpływem uderzenia upadła na ziemię, a samochód pojechał na średniej wysokości murek i tam się zatrzymał. Rozejrzałam się za swoim wybawcą, ale go już nie było. Usłyszałam tylko świst, przypominający głos, który mówił: "Jestem tuż obok, ale w ukryciu, zobaczymy się jeszcze." Pomyślałam, że to głupie, ale wydawało mi się że mógł być to mój anioł struż.  
Po dłuższym zastanowieniu się kim był wybawca, przypomniała mi się sytuacja gdy Bella w "Zmierzchu" została ocalona przez Edwarda. Ona chociaż wiedziała kim jest bohater, który ocalił jej życie. Ja, tego nie wiedziałam. Mogłam się tylko domyślać, ale czym są domysły podczas gdy chcesz wiedzieć?!
Nagle zobaczyłam, że biegnie w moją stronę mężczyzna z kobietą. 
- Nic, Ci nie jest - zapytali mnie równocześnie.
- Nie, udało mi się na moje szczęście uciec. - odpowiedziałam. 
- Na pewno nie potrzebujesz lekarza? - zapytał mężczyzna z zielonym krawatem. 
-Nie, nie. Naprawdę nic mi nie jest. W ostatniej chwili zobaczyłam samochód i uciekłam. Przepraszam, ale muszę już iść. - odparłam.
- Niestety, nie możesz. Jesteś bezpośrednim świadkiem wypadku. Zaraz będzie policja. Jak Cię przesłucha dopiero będziesz mogła odejść. - powiedziała kobieta, wyglądająca na wyedukowaną w tym temacie. Nie potrzeba dużo, wystarczy oglądać W-11 i już się wszystko wie.
- Dobrze, a co z tym mężczyzną, który kierował. - zapytałam.
- Wygląda na lekko poturbowanego. Gdyby nie pasy i poduszka powietrzna mogło by się to gorzej skończyć. Ale prawdopodobnie karetka zabierze go do szpitala. Nic niewiadomo nigdy co dzieje się we wnętrzu jego ciała. - powiedział tym razem mężczyzna. Też widać, że przygotowany. Tu również, można się prosto przygotować oglądając nasz polski serial pt. lekarze, bądź zagraniczny chirurdzy.
Poszłam z nimi na stronę ulicy, którą jeszcze nie tak dawno szłam. Mogłam się teraz przyjrzeć całej sytuacji z bliska.
Samochód całkowicie nie nadawał się do naprawy. Co najmniej z mojego punktu widzenia. Był to zielony citroen c3. Kierowca siedział w samochodzie w razie gdyby miał coś połamanego, aby tego nie pogorszyć. Podeszłam do niego.
-Jak się pan czuje? - zapytałam.
- Dobrze dziewczynko. - odpowiedział, był to mężczyzna około sześćdziesiątki. - Ty chyba stałaś na chodniku i o mało w Ciebie nie uderzyłem.
- Tak, ale udało mi się uciec. - odparłam, bez zbędnego tłumaczenia. - Co się działo, że nie mógł pan zapanować nad samochodem?
- Nie wiem, wracałem właśnie z przeglądu technicznego i wszystko było dobrze. A gdy chciałem skręcić w lewo, nie mogłem ani skręcić, ani zahamować i pojechałem tak jak koła prowadziły. Całe szczęście, że jesteś cała… - nie zdążył dokończyć ponieważ przeprosili mnie sanitariusze z karetki.
Zeznałam później, prawdę dla policjantów. Nie była to do końca prawda. Ominęłam fragment o moim wybawcy, aby nie pomyśleli o mnie jak o wariatce.
Poszłam do domu i położyłam się do łóżka. Miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień.  Jednak postanowiłam, dzięki temu zdarzeniu jeszcze bardziej zagłębić się w zmiany w swoim życiu. Zanim zasnęłam postanowiłam się skupić na wyglądzie mojego wybawiciela. Na pewno był umięśniony. I był na jasno ubrany. Niestety, nie byłam w stanie więcej zobaczyć, gdyż złapał mnie od tyłu i uratował. Nie zdążyłam mu nawet podziękować. Leżałam i wpatrywałam się na swój obrazek przed sobą. Wyszedł mi bardzo realistycznie. I z tym obrazkiem w pamięci zasnęłam błogim i zbawiennym snem dla mojej zmęczonej głowy.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pierwszy i drugi wymiar. Rozdział 6.


6. Czy to jest prawdziwe ?


W tym momencie gdy powiedziałam Adamowi, że ciotka wyraziła zgodę myślałam że mnie udusi z tej radości. Tulił mnie jakbym była jakąś lalką nie posiadającą nic w środku czy też nic nie czuła. Byłam tak ciekawa co jest za furtką że wzięłam za rękę Adama i pobiegliśmy w jej kierunku.
- Strasznie jestem ciekawa co będzie za tą furtką. – powiedziałam stojąc już tuż przed nią i naciskając na klamkę 
- Hm.. Zamknij oczy, a jak wejdziemy to zobaczysz.
- Dobrze. Masz szczęście że ci na tyle ufam. 
- No widocznie jestem godny zaufania. Tylko nurtuje mnie jeden problem. Czemu ubierasz się na czarno.
- Jest jeden główny powód. Rozstałam się z chłopakiem. Była to moja pierwsza spełniona miłość.
- Aha. Tak tez myślałem. Po tym jak zwlekałaś z zapoznaniem się ze mną.
- No widzisz znasz mnie choć dużo o sobie nie opowiadam.
Wtedy zasłonił mi oczy i weszliśmy. Poczułam że stoję na jakiejś zimnej posadzce i powiew chlorowanej wody, co oznaczało basen, jak się domyślałam. Usłyszałam bul bony, ale nie wiedziałam skąd one pochodzą. W końcu odsłonił mi oczy, ale bałam się tego co zobaczę. Bałam się że zmysły mnie omyliły, że to co słyszałam i czułam to były tylko złudzenia. 
- Możesz już otworzyć oczy. – powiedział.
- Może i mogę ale się boję – powiedziałam wciąż z zamkniętymi oczami. 
- Czego? Tego że zmysły mogły cię zmylić? Tego że to co słyszysz i czujesz to tylko sen ?
- Tak, ale skąd znów to wiesz?
- Hm. Mam rozwiniętą intuicję. – powiedział
- Czy to nie kobiety mają intuicje ?
- Nie tylko. Ja jestem chłopakiem, czy tam jak chcesz mężczyzną, ale posiadam intuicję. I to doskonale rozbudowaną. A teraz otwieraj oczy. 
Poszłam więc za jego radą i otworzyłam oczy. To co zobaczyłam przewyższyło moje oczekiwania. Był tam dwa razy większy basen niż ten przed furtką, trzy jakuzi, dwie sauny, restauracja z napojami i solarium.
- Jak tu pięknie…
- No tak, pięknie. I to wszystko tylko dla nas. Na razie nikt po za nami tu nie wchodził. W sensie poza twoją rodziną, mną i tobą. 
- A to czemu ? –spytałam
- Cóż. Cały ten teren zostanie otwarty dla turystów dopiero od następnego sezonu.
- Czyli możemy sobie używać wszystkiego co tu jest. Ciotka co prawda nic nie powiedziała na temat restauracyjki że nie możemy z niej korzystać, ale nie wiem czy tak ładnie.
-  Cóż, skoro nic nie mówiła to znaczy że się zgodziła. Ale najpierw wskakujesz do basenu.
Reszta dnia minęła na zabawie w tym miejscu. Nie wiem jak to nazwać park rozrywki, a może park rozpusty?
Następne dni z Adamem mijały mi na zabawie i rozmowach. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, czyli cały czas. Adam przychodził co dziennie i mnie budził. Wyruszaliśmy na basen, a potem sauna i reszta z tych udogodnień.
Tego dnia obudziłam się sama zeszłam na dół przywitałam siostrzyczki które już bawiły się w bawialni naprzeciwko drzwi wejściowych. Adama jeszcze nie było. Co mnie bardzo zdziwiło, nie zastanawiając się długo , po to aby się nie zasmucić. Poszłam zająć się sprawami przy ziemnymi typu wzięcie prysznica czy zjedzenie śniadania. 
Dobrze że nie martwiłam się zbytnio nie obecnością Adama, bo jak się okazało gdy zeszłam do jadalni, Adam już tam na mnie czekał. 
- Przepraszam, że jestem dopiero teraz. Naprawdę mi przykro. 
- Oh, nic się nie stało. Wykorzystałam ten czas dla siebie. A co ty taki odstawiony dzisiaj? Czy jest jakaś ważna okazja, o której nie wiem? A może… może masz jakąś randkę? – gdy mówiłam to ostatnie aż zaschło mi w gardle, ledwo mi przeszło to przez nie.  
- Hm. Tak prawdę mówiąc to nie wiem, czy to można nazwać randką. To już zależy od ciebie. Chciałbym w każdym bądź razie zabrać cię na śniadanie do mojej ciotki, a interpretacja należy do ciebie. Po drodze chciałbym z tobą porozmawiać. 
- Hm… Dobrze mogę iść, tylko daj chwilkę a przebiorę się w coś ładniejszego. – powiedziałam to gdy już się obracałam do wyjścia, ale on raptownie poderwał się z krzesła złapał mnie w swoje ramiona i powiedział
- Oh. Aniu tak jest dobrze. Proszę nie idź zmieniać ubrania. Naprawdę podobasz mi się w tej zwiewnej, letniej sukience. Ona jest ładna, uwierz mi.
- Dobrze…. – słów mi zaczynało brakować, zaczynałam się lekko jąkać, czy on chce mnie teraz opuścić, czy nawet nie zostaniemy przyjaciółmi. Ja nie wiedzieć czemu tęskniłam już za nim choć stał przytulony do mnie. – No to … może by … może by tak pójść już do tej twojej ciotki. 
- Słucham? Ach tak, zapomniałbym ciotka. Wiesz ostatnio przy tobie zapominam się i to strasznie. – w momencie gdy to mówił równie raptownie jak wcześniej poderwał się z krzesła tak teraz odsunął się ode mnie. Nie wiedziałam co to może oznaczać. – Boję się, że przez moją nie uwagę cię stracę.
- Ale dlaczego? –zapytałam, choć tak naprawdę nie chciałam, bo miałam o tym pomyśleć, a nie powiedzieć.
- Cóż. I o tym chciałem z tobą porozmawiać…. – urwał 
Szliśmy chwilę w milczeniu w dość dużej odległości między nami. Zastanawiała mnie ta jego tajemniczość, tak jakby się bał, że powie coś co mnie urazi. Coś takiego co skłoni mnie do powrotu do hotelu mojej ciotki. 
- Adam, ja już tak dłużej nie mogę – urwałam i stanęłam na chwile. – Powiesz mi w końcu? Rozumiem, że chciałeś być ze mną sam na sam, więc jesteśmy. Opuściliśmy terytorium hotelu mojej ciotki. Więc słucham, co chciałeś mi powiedzieć.
- Och, Aniu. Nie wiem czy potrafię. Wiem, że zacząłem, ale nie potrafię.
- No to ja wracam. 
- Nie! Proszę, to dla mnie ważne, dla nas ważne, a ciężko mi o tym mówić ponieważ sam nie wiem jak to uczycie nazwać. To dotyczy ciebie i mnie, a raczej tylko mnie. Po prostu …. – powiedział i urwał. 
- Kochasz mnie? – powiedziałam takim głosem spokojnym, takim zakochanym jak nigdy dotąd. – Czy ty Adamie mnie kochasz ? 


________________________________________

Pozdrawiam wszystkich czytelników. 
I było by miło jakby każdy zostawiał choć krótki komentarz ;)


wtorek, 16 kwietnia 2013

Nowe życie. Rozdział 1.


I.
Miasto Aniołów.


"Kiedy zasypiam, to Ty nie śpisz wcale
-pilnujesz czujnie, czy równo oddycham,
czy serce jak zegar będzie biło dalej
i czy noc dokoła jest dobra i cicha…"
~ Tadeusz Ruciński ~


 Powiadają, że miasto aniołów to Los Angeles, ale dlaczego właściwie? Wpisałam w Google i od razu, jakby ktoś wiedział czego konkretnie szukam, wyświetliła mi się podpowiedz. Jedni piszą o geograficznym znaczeniu nazwy, a inni o religijnym. Począwszy na wzgórzu Sister Elsie, skończywszy na nazwaniu miasta  pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Królowej Aniołów. Jednak miastem aniołów jest każde, w którym żyją ludzie. 
 Każdy człowiek ma swojego anioła stróża, który czuwa nad nami. Każdy anioł struż jednak musi pozostać w ukryciu. Uwielbiam ich rysować. Wydają się być wtedy tacy ludzcy w swej postaci. Bez aureoli, z wielkimi śnieżno białymi skrzydłami. W białych koszulach rozpiętych i lekko powiewających w locie. W biało niebieskich dżinsach, które na ich typowo męskich kształtach wyglądają jak na jakimś usposobieniu bóstwa. Włosy ich są jasne i krótkie. Oczy mają niebieskie jak niebo, po którym lecą. Ich dłonie są męskie, a zarazem bardzo delikatnie wyglądające. Twarz mają zawsze uśmiechniętą i rozpromienioną. Prawie  jakby był promieniem słońca, tak łagodnego a zarazem ciepłego i wspaniałego.
 Znasz ten ból po stracie kogo bliskiego? Kogoś Ci drogiego? Wtedy gdy szukasz pomocy, a jej nie otrzymujesz? Wtedy gdy chcesz przestać cierpieć, a zarazem chcesz cofnąć czas i wrócić do przeszłości? Aby nie powiedzieć parę słów za dużo, bądź za mało? Aby znów on Cię kochał tak bardzo jak przedtem? Aby wrócił do Ciebie i było jak dawniej?
 Tak, ja też to znam. 
 Niestety, czasu nie cofnę, mogę teraz tylko marzyć. Rozmyślać i malować, aby zapomnieć. I tu pomaga mi moja wyobraźnia. Kiedy patrzę w kartkę i trzymam ołówek w ręce i rysuje, szkicuje i zabijam czas. Ostatnio cały czas myślę o aniołach. Stąd to miasto. Aniołowie są dla mnie ostoją myślową. Czymś nie z tego świata, coś co daje odpoczynek i spokój. Chronią nas przed wszystkim co złe. Niestety nie ochronią nas przed cierpieniem. Ich moc może jest w stanie powstrzymać nas przed cierpieniem, ale godziła by w naszą Wolną Wolę. W nasze decyzje, te lepsze i gorsze, które podejmujemy. W każdy uśmiech i każdą łzę, które pokazujemy, czy też nie. Tak więc musimy cierpieć. I być odpowiedzialnym za swoje czyny i decyzje. Ponosić ich wszelkie konsekwencje. 
 Ja, je ponoszę. 
 Jeden zły wybór, jedna zła decyzja i teraz cierpię…
 Maluję, rysuję i robię wszystko co tylko mogę, aby zapomnieć tan błąd sprzed roku. Niestety, z marnym skutkiem. Ciągle wracam do przeszłości i nie mogę cofnąć czasu, co tak bardzo bym chciała zrobić. Głowa pełna marzeń i planów, musiała zmienić wszystko. Od podstaw życia do złożoności tegoż procesu. 
 Zmienić wszystkiego się nie da. Muszę niestety patrzeć na czyjeś szczęście wiedząc, że go nie zaznam. Życie toczy się dalej, a ja stoję w miejscu rozpamiętując jeden moment, jedną chwilkę. Malutki epizod, którym był on i nasza miłość. 
 Tak… Koniec z tymi rozważaniami… To nie jest już ważne. Ważne jest to co będzie teraz. Co muszę zrobić.
Wzięłam kartkę i ołówek. Tym razem nawet nie wiedziałam kiedy na niej pojawił się ciemno włosy i zielonooki tym razem anioł. Był umięśniony i średniego wzrostu. Miał twarz zamyśloną i patrzącą wprost na mnie z tej kartki. Wydawał mi się tak znajomy. Acz kolwiek nigdy nie spotkałam tak wyglądającego mężczyzny bądź chłopaka. Twarz jego była gładka. Mimo jego zamyślenia, dało się zauważyć lekki zadziorny uśmiech.  Włosy miał ułożone krótkie, ale lekko kręcone. Gdy tak patrzyłam na tę kartkę przyszła mi myśl do głowy, aby ten obrazek powiesić na mojej tablicy korkowej wiszącej tuż przy łóżku. Tak, aby móc wstawać i na niego patrzeć. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Zdjęcie wiszące na tablicy, w miejscu  gdzie chciałam powiesić obrazek, ściągnęłam i wyrzuciłam do kosza.
 To już naprawdę nowy początek. Nowy moment mojego życia, które układam na nowo. Dla mnie ten epizod już skończony. 
Zaczynam wszystko od nowa. Z aniołem na tablicy korkowej. 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Pierwszy i drugi wymiar. Rozdział 5.


5. Niespodzianka

Minęło wiele czasu od tamtego feralnego miesiąca. Wtedy posypało mi się wszystko, tak co najmniej sądziłam. Choć z tym co czekało mnie w najbliższym czasie szok, który przeżyłam gdy się dowiedziałam nie dorównuje temu co się zdarzyło, ale o tym później.
Zacznijmy od połowy całych zdarzeń.
Był piękny słoneczny dzień, jeden z wielu takich wakacyjnych dni,  które spędzałam w Gdyni. Leżałam na plaży z Maćkiem i się opalaliśmy, wtedy po raz pierwszy, od jakiegoś czasu, uśmiechnęłam się szczerze. Byłam chyba naprawdę szczęśliwa widząc Maćka przy sobie i tą piękną plażę. Nawet nie wiem kiedy zanurzyłam się w śnie o moich fantazjach. Kiedy obudziłam się dalej leżałam na plaży, ale słońce pięknie zachodziło. Takie już do połowy zanurzone we śnie, jak to mówi moja mama. Maciek najwidoczniej też usnął. Musiał nas przykryć zanim zasnęliśmy bo byłam przykryta kocem. Ach ten mój nadopiekuńczy Maciuś.
- Jak tam się spało? – zapytał zaspany – zakryłem nas abyśmy się nie spalili.
- Świetnie , naprawdę wyspałam się jak dawno nie spałam – powiedziałam po czym dodałam mimowolnie. – Kocham Cię.
- Ja ciebie też Aniu – i wtedy zaczął się do mnie przystawiać.
- Maciek co ty robisz! – powiedziałam prawie krzycząc – Ja nie chcę.
- Ale ja chce to nie wystarczy? – odrzekł poirytowany
- Nie! Nie rozumiesz? Czy to tak trudno zrozumieć ?
- Jak to myślałem. Zresztą nie ważne. Inne chcą… - powiedział po czym dodał - … Znaczy nie tak to miało być…
Ale mnie znów już mnie tam nie było tylko w przelocie powiedziałam mu że z nim zrywam i że wracam do domu.
I to była prawda, szybko się spakowałam i wsiadłam do pierwszego autobusu do Białegostoku i pojechałam.
Droga była długa, męcząca, a przede wszystkim dołująca. Lecz kiedy wróciłam do domu zastałam tam wrzaski dzieci bawiących się w salonie z moimi rodzicami. Kiedy weszłam tam zobaczyłam tego czego się spodziewałam po dźwiękach. Dziewczynki miały po 3 i 5 lat. A rodzice nie byli nawet świadomi tego że weszłam. Dowiedzieli się tego dopiero w momencie gdy starsza z dziewczynek powiedziała.
- Patrzcie do naszego domu weszła jakaś zapłakana pani z walizkami.
- Kto? – powiedziała mama – Mój boże co się stało Aniu? Miałaś dopiero wrócić za tydzień.
- Mamo to nie jest takie ważne, co to za cudne dziewczynki siedzą w naszym salonie? – odpowiedziałam pytaniem.
- To twoje nowe siostry, zaadoptowaliśmy je z domu dziecka i to wypełniło pustkę w naszym domu po tamtym przykrym incydencie, ale może miało tak być, bo być może te dziewczynki czekały tam na nas od półtora roku, choć my o tym nie wiedzieliśmy – powiedział tata
- Tak?  To są moje siostry ? Bojku, są śliczne i takie jakie miały być. Nie mogliście trafić lepiej. – powiedziałam pobiegłam je przytulić i zapytałam – Jak się nazywacie?
- Jestem Justynka a to moja młodsza siostra Maja. – powiedziała starsza z dziewczynek. -  Fajne mamy pokoiki podobno ty sama je malowałaś. Dziękujemy naprawdę nam się podobają.
- To dobrze, że wam się podobają bo mi również. Pójdę i zaniosę moje rzeczy na górę i zaraz wracam. Dobrze ?
- Wracaj szybciutko, szybciutko chcę ci pokazać moją ulubioną lalkę pobawisz się z nami?
- Pewnie, że się pobawię. – odpowiedziałam Justynce i pobiegłam do siebie.
Przebrałam się w dresowe spodnie, i zbiegłam na dół, ale nikogo nie zastałam w salonie. Okazało się że byli akurat na basenie. Dziewczynki były takie słodkie, że po prostu wierzyć się nie chciało że ktoś mógł je porzucić lub zostawić, lub po prostu nie potrafił ich kochać. Takie radosne, szczęśliwe zdawały się, takie beztroskie. Szkoda że z takiego wieku już wyrosłam, to były czasy. Nie to co teraz. Miłość, kłopoty miłosne, nauka, … po prostu życie.
Najchętniej uciekłabym teraz, choć nie bardzo mogę. Maciek był cudowny, ale między nami się wypaliło, nawet nie poczułam tego rozstania, a przecież tyle czasu z nim spędzałam. To była moja pierwsza miłość. Pierwsza spełniona, ale  czy pierwsza musi skłaniać do pewnych ruchów, które nie zawsze muszą być przemyślane?
Przemyślenia nad słowami Maćka nie dały mi spokoju, więc nie chcąc psuć nikomu humoru poszłam do siebie do pokoju, aby poczytać książkę. Wiedziałam że długo nie poczytam, że nie dadzą mi te myśli spokoju, ale się nie poddawałam.
W końcu gdy uwolniłam się od tych myśli położyłam się spać, ponieważ byłam zmęczona podróżą.
Choć w autobusie płakałam trochę to teraz jakoś nie tęskniłam za Maćkiem. Poinformowałam rodziców ze zmieniam szkołę i tak zrobiłam, wiedziałam jak czuje się nowa w szkole dlatego też, chciałam znów zacząć wszystko od nowa.
Pół roku spędzone w tej szkole dało mi do myślenia. Jaka powinnam być, jakich powinnam sobie chłopaków i przyjaciół dobierać. Choć z tamtymi koleżankami się dobrze dogadywałam, to czułam że to nie jest taka szczera przyjaźń. A przecież przyjaźń musi być szczera, a nie jak odczuwałam dwu licowa.
Na trzy tygodnie przed końcem wakacji wyjechałam z rodziną w góry do jakiejś tam ciotki. Od ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Ani ciotka się nie postarzała, ani jej dom nie stał się ładniejszy i mniej góralski. Nasza ciotka ma mały pensjonacik, posiadający około trzynastu pokoi.
Jedyną zmianą i niespodzianką dla mnie był chłopak zajmujący się ogrodem ciotki. Z mojego pokoju można było wyjść na mały balkonik usiąść na krzesełku i obserwować jak chłopak pracuje w pocie czoła. Na balkonik wychodziłam często nawet kilka razy dziennie, aż trzeciego dnia pobytu, stwierdziłam, że chyba czas zejść i się przywitać z owym chłopakiem.
-  Cześć, jestem Ania.
- Cześć, jestem Adam
-  Zastanawiałam się czy nie przydałaby się tobie mała pomoc, patrzę że narzekasz że nie możesz sobie z tym poradzić, więc może ja mogę ?
-  Hm. Sam nie wiem. Musiałabyś się przebrać, bo takich ładnych ciuszków to szkoda.
- No to za kwadrans będę z powrotem. Dobrze ?
- Okej.
Pobiegłam na górę. Nałożyłam stare dresy które wrzuciłam do torby na wszelki wypadek i wybiegłam na podwórko. Adam, już czekał. Powiedział mi że to dobrze że przestałam siedzieć na tym balkoniku i jego obserwować, a zeszłam na dół i z nim porozmawiałam, sam chciał krzyknąć do mnie ale nie wiedział czy tak wypada, w końcu byłam tu tylko gościem.
Całe przedpołudnie przenosiliśmy worki z ziemią, z którą jak on to stwierdził sam nosił by się ze trzy dni. Adam jest ode mnie tylko o trzy miesiące starszy i jak się okazało również pochodzi z Białegostoku, z tym że tu na wakacje przyjechał do ciotki a że moja ciotka jest znajomą jego więc zatrudniła go jako ogrodnika. Powiedział również o tym że to ostatni dzień pracy jego w tym ogrodzie. Zrobiło mi się smutno bo pomyślałam że już będzie wyjeżdżał, za to on zaprzeczył moim domysłom kiedy zobaczył że mina mi zrzedła.
- Aniu, czy ty sadzisz, że w tym momencie kiedy poznałem ciebie jestem w stanie wyjechać ? – zapytał
- No tak szczerze ? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Mhm…
- No to sądzę, że wyjedziesz. Przecież nie jestem dziewczyną nadzwyczajną. – powiedziałam z uśmiechem, gdy ten rozsypywał ziemię wokół drzewek świeżo posadzonych.
-  Może nie jesteś nad zwyczajna, ale jest coś w tobie… - powiedział to i urwał w pół słowa, wyglądał jakby miał zamiar coś powiedzieć, a raczej jakby próbował złożyć porządnie zdanie.
- No co jest we mnie takiego? – zapytałam już porządnie poirytowana, tą nagłą ciszą.
- Jeszcze nie wiem co, ale dowiem się tego. Obiecuję. Dowiesz się o tym jako pierwsza.
- Aha. No to do roboty, zostało nam jeszcze szesnaście worków do rozsypania.
- Tak. Do roboty, ale najpierw… - w tym momencie wziął szlauch i oblał mnie całą, wodą taką zimną chyba jak lód.
- Ach tak… - krzyknęłam i wzięłam najbliższe wiadro z wodą zmieszaną płynnym nawozem i również go oblałam. – Proszę bardzo, a teraz na tobie będą ładniej kwiatki rosły może nawet róże zasieję ci we włosach. Nie będziesz musiał ich przynajmniej kupować – powiedziałam z uśmiechem.
- No dobra już dobra. Zawieszenie broni?
- Okej, ale najpierw musimy wskoczyć do basenu! – krzyknęłam biegnąc w jego stronę łapiąc go za rękę i skacząc do wody razem z Adamem. Gdy się w końcu wynurzyliśmy powiedział.
- Wiesz, że jesteś najbardziej szaloną dziewczyną jaką znam?
- Hm… Może i jestem. – powiedziałam wychodząc z basenu ściągając spodnie i koszulkę. Pod spodem miałam strój do kąpieli więc spokojnie wskoczyłam z powrotem do wody. Adam zrobił podobnie. Dziwnym trafem i on miał strój do kąpieli.
- A skąd ty wiedziałeś że będziemy się kąpać w basenie? – zapytałam
- Hm.. Cóż… Coś przeczuwałem że dzisiejszy dzień się tak właśnie skończy. Myślę, że na dzisiaj starczy z ogrodem. Porozmawiam z twoją ciocią i na pewno nie będzie miała za złe że jeszcze jeden dzień popracuję.
- Tak, i ja tak sądzę.
- Co robisz dzisiaj po południu ? – spytał
- Tak się zastanawiałam. Może spędziłbyś ze mną dzień do końca, skoro już siedzimy tu w basenie?
- Hm. Czemu nie, ja myślałem że może gdzieś razem wyskoczymy, ale pomysł spędzenia darmowego dnia w luksusowym pensjonacie twojej ciotki to lepsza perspektywa.
- Przestań ten pensjonat nie jest wcale luksusowy, mi bardziej przypomina starą góralską chatę przerobioną na pensjonat.
- Oj, patrzę że nie znasz całego pensjonatu.
- Ja tu nie widzę żadnego luksusu.
- A byłaś za tamtą drewnianą furtką kiedy kolwiek ?
- Nie.
- Oj to żałuj, twoja ciotka tylko raz pozwoliłam tam wejść, ale tobie pewnie pozwoli, a mi przy okazji. – powiedział z wielkim uśmiechem.
- No może. Pójdę pogadać z ciotką i zobaczę co się da zrobić.
Poszłam z takim wielkim zaciekawieniem w stronę pensjonatu, że nie mogłam po prostu wytrzymać kiedy już tam weszłam i w progu krzyknęłam do ciotki.
- Czy mogę iść  Adamem za furtkę ciociu ?

czwartek, 11 kwietnia 2013

Nowe życie. Prolog.


"Kiedy zasypiam nachyl się
nade mną
odmuchaj z księżyca
zasłaniaj rękami przed złem…"
~ Ks. Twardowski ~

Prolog.
Szłam ulicą, gdy  nagle usłyszałam dobiegające za mną głosy krzyków. W moją stronę jechał rozpędzony samochód. Za kierownicą siedział mężczyzna, który nie mógł zapanować nad kierownicą. Działo się to tak szybko, że nie zdążyłam zauważyć jaki był to samochód, ani jak wyglądał. Nagle przy mnie jakby się zmaterializował młody mężczyzna w białym stroju. Przytulił mnie od tyłu i nagle staliśmy po drugiej stronie ulicy. Samochód uderzył w latarnie, która pod wpływem uderzenia upadła na ziemię, a samochód pojechał na średniej wysokości murek i tam się zatrzymał. Rozejrzałam się za swoim wybawcą, ale go już nie było. Usłyszałam tylko świst, przypominający głos, który mówił: "Jestem tuż obok, ale w ukryciu, zobaczymy się jeszcze." Pomyślałam, że to głupie, ale wydawało mi się że mógł być to mój anioł stróż. Po części się nie myliłam, ale nie do końca. Tego dnia otrzymałam nowe życie, które postanowiłam wykorzystać tak, aby go nigdy nie żałować. Chciałam, zmienić wszystko, całe moje życie. Znaleźć jego sens i odnaleźć swoje powołanie.
Jednak los, sam mi go podsunął. Dał mi nowe życie, ale także dary, o których się dowiedziałam później. Nowy kierunek i wszystko co się z nim wiązało.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Pierwszy i drugi wymiar. Rozdział 4.


4. To wydarzyło się za szybko.

Wiele dni, wieczorów, popołudni minęło od dnia, w którym się pogodziliśmy. Każdego dnia jeździł ze mną do szkoły i ze mną z niej wracał. Później odrabialiśmy wspólnie szybko lekcje, oczywiście te co mogliśmy razem robić, a potem spędzaliśmy razem czas, robiliśmy różne głupoty, śmialiśmy się z nich, dużo pływaliśmy oraz biegaliśmy, co mi się bardzo spodobało, bo niewiadomo, dlaczego on nie mógł mnie dogonić. Któregoś razu nawet chciał mnie przekonać do tego, aby reprezentować szkołę w biegach przełajowych, ale mu to się nie udało, ale coś czułam, że skoro on nie może mnie do tego przekonać to będzie docierał do innych, aby mnie przekonać i jak mi się zdaje,  to nie myliłam się. Kilka dni później miałam zaliczenia na lekcji wychowania fizycznego, dotyczyły one właśnie biegów przełajowych, dziwnym trafem były akurat w tym samym tygodniu co Maciuś próbował mnie przekonać do biegów.
- No to jak dziewczyny – powiedziała nauczycielka – Dzisiaj zaliczenia na osiemset metrów.
- Co?? Niee!! – Krzyknęłyśmy chórem
- Tak, tak dziewczynki jest już maj a my nie mamy wstawionych ocen z biegów.
- O nie!- ponownie zaprzeczyłyśmy.
- O tak! – powiedziała nauczycielka – Niedługo zawody, a ja muszę kogoś do nich wystawić. I w ten sposób wyłonimy trzy osoby z waszej klasy, które pobiegną.
- Co? – wrzasnęłyśmy znów.
- To. Tak jak powiedziałam trzy najlepsze osoby z klasy pobiegną w zawodach. Może w końcu naszej szkole uda się zwyciężyć. No to porozciągajcie się, a ja w tym czasie pójdę po stoper. – powiedziała nauczycielka.
Nauczycielka za chwilę wróciła i startowałyśmy po trzy osoby w kolejności alfabetycznej. Ja startowałam w trzeciej trójce. Stałam przygotowana do biegu kiedy usłyszałam:
- Do biegu, gotowi, START !
Wystartowałam pomału i byłam z jakieś dwa metry za koleżankami kiedy stwierdziłam że niema sensu takie wleczenie się, bo i tak kiedyś wyjdzie na jaw, że ja potrafię szybko biegać. No to trochę przyspieszyłam, ale nie za bardzo i od razu zobaczyłam że je mijam i wyprzedzam o  jakieś trzy metry. Potem przez jedno kółko próbowały mnie wyprzedzić, ale im się to nie udało a wręcz przeciwnie jeszcze zwiększyły odległość między nami. Kiedy rozpoczęłam ostatnie kółko to one niedługo przede mną zaczęły przedostatnie. Ja już bez żadnego wysiłku dość szybko je wyprzedziłam znaczy zdublowałam i pobiegłam sobie spokojnie do mety. Wtedy nauczycielce oczy zbielały, bo jeszcze nigdy w żadnej klasie dziewczyna nie osiągnęła takiego czasu. Czas ten Przekraczał normy dla dziewczyn a mieścił się w tabeli na najwyższą ocenę u chłopców. Nauczycielka otrzęsła się z szoku i liczyła czas dalej. Kiedy wszystkie już pobiegłyśmy. Powiedziała:
- Aniu, bo tak chyba się nazywasz tak?
- Tak – odpowiedziałam
- Osiągasz czas jaki osiągają chłopacy i to na prawdę tacy mocno wysportowani. No i oczywiście wyznaczam cię na zawodniczkę.
- A czy muszę ? – zapytałam nauczycielki.
- Tak, jak powiedziałam wcześniej, choć wtedy nie byłam świadoma tego, że ty osiągniesz taki wynik. – odpowiedziała.
Na lekcji biologii mieliśmy lekcje z płazów, więc rozkrajaliśmy żaby, a że zrobiło mi się nie dobrze to wyszłam z Maćkiem do pielęgniarki po jakieś lekarstwo. Z tej tego dnia pamiętałam jedynie to jak wchodziłam do gabinetu pielęgniarki i popołudnie, co było dziwne bo czułam się jakby ktoś pół dnia wyrwał mi z życia.
Tego popołudnia, co mnie zdziwiło, nikt nie przyjechał po mnie i Maćka pod szkołę, co robił tata, albo mama. Szybko, więc złapałam Maćka za rękę i pobiegliśmy do pracy mojego taty, ponieważ swój telefon zostawiłam dzisiaj przypadkowo w domu. Kiedy weszliśmy, a raczej wbiegliśmy, do recepcji to podeszliśmy do miłej pani i powiedziałam:
- Dzień Dobry, czy zastałam mojego tatę w swoim biurze ?
- Dzień dobry – odpowiedziała – Nie przykro mi, ale twój tata zostawił ci to na wszelki wypadek, jakbyś nie wzięła swojego telefonu. Proszę oto ta kartka.
Kiedy czytałam tą kartkę , byłam w takim szoku, że nie wiem jakim cudem w pewnym momencie poczułam, że leżę.
- Skarbie, Aniu, proszę obudź się, proszę… – mówił do mnie Maciek
Co proszę ? Pomyślałam, jak to mam się obudzić. Ja przecież nie śpię. Nie wiem dlaczego leżałam, a co najmniej mi się tak zdawało. Nie widziałam Maćka i poczułam że muszę otworzyć oczy, ale jakim cudem miałam je zamknięte.
- Budzi się – usłyszałam ponad sobą, był to Maciek – Aniu,  nareszcie bałem się, że będziemy musieli dzwonić na pogotowie.
- Co? Na jakie u licha pogotowie, ja i tak powinnam już tam być. – próbowałam się podnieść, ale gdy tylko podniosłam się choć trochę od razu robiło mi się słabo, dziwnie słabo. – Maciek pomóż mi wstać proszę. Muszę się dostać do szpitala i to szybko.
- Co? Po co? Aż tak źle się czujesz ? – odpowiedział z wielkim zatroskaniem.
- Nie. Tak w ogóle co się ze mną stało ? Czemu leżę ? – zapytałam ze zdziwieniem.
- To ty nie wiesz ? To było tak, dostałaś tą kartkę, pośpiesznie ją przeczytałaś i obróciłaś się twarzą do nie, to było okropne, co potem się wydarzyło, kiedy popatrzyłem w twoje oczy to zobaczyłem tylko białka, zaczęłaś delikatnie drżeć i robić się blada i padłaś na ziemię. Myślałem, że to jakaś padaczka czy coś.
- Nie, ja tak po prostu mam, jak mdleje, co mi się rzadko zdarza, z powodu wielkiej niespodziewanej wiadomości. A te białka oczu to pewnie po biegu i tej informacji. Muszę się dostać jak najszybciej do szpitala, to chodzi o moją mamę.
- Co? – zapytał – Jak to Czy ona, ona zaczęła rodzić ?
- Tak, chyba tak, ale to za wcześnie, nie sądzisz ?
- No tak mi się wydaje. Czekaj zadzwonię do taty mojego to zaraz po nas przyjedzie, dasz radę wyjść sama czy jak zadzwonię po tatę mam cię wynieść ? – zapytał patrząc na mnie z zatroskaniem
- Chyba nie dam rady sama, ale nie musisz mnie nieść wystarczy, że pomożesz mi dojść.
- No dobrze jak uważasz, ale jedno drżenie a będę cię nieść. – powiedział z lekkim uśmiechem, takim wyglądającym na wymuszony.
Oczywiście, że mnie niósł, bo zachwiałam się tuż po przejściu trzech kroków. Jak ja miałam być spokojna gdy moja mama zaczęła rodzić i to za wcześnie. Kiedy leżałam na tylnym siedzeniu samochodu taty Maćka i oczywiście nie mógł odpuścić aby moja głowa nie leżała na jego kolanach. Mój kochany, nadopiekuńczy Maciuś. W drodze do szpitala Maciek powiedział:
- Aniu zanim pójdziesz do taty to proszę choć ze mną aby ciebie lekarz przebadał.
- Maciek, proszę ja, chociaż muszę się zobaczyć z tatą, bo inaczej będzie jeszcze gorzej… - zaczęłam, ale Maciek mi przerwał.
- Ciii… Nic już nie mów, spokojnie. – powiedział, i przymknął mi usta delikatnie ręką -  Ja to załatwię, ciebie przebadają, a ja pójdę porozmawiać z twoim tatą aby do ciebie przyszedł. Martwię się o ciebie, nie chcę aby ci coś się stało.
Nic już nie mówiłam, nawet nie miałam jak po prostu z oczu same łzy mi poleciały.
- Ciii… Nie płacz, proszę cię nie płacz już. No już, wszystko będzie dobrze z twoją mamą i z tobą też.
- Taaak … - jąkałam – Moooże i byyy byyyło gggdybym  wzięłaa teeeleffon, moooże byyyło byyy inaaaczej.
- Ciii… No już. Ciii.. Nie płacz. – pocieszał mnie Maciek.
Zanim dojechaliśmy ja byłam na tyle spokojna aby posłuchać się mojego chłopaka i iść się przebadać. Oczywiście wyszło na moje, że to po prostu z nerwów straciłam przytomność, ale lekarz dyżurny zlecił mi kilka podstawowych badań, więc musiałam zostać na noc w szpitalu. Tata jak przyszedł do mnie i zobaczył, że leżę jako pacjentka to po prostu dostał szału. I tak był zdenerwowany ale jak zobaczył mnie to myślałam że on postrada zaraz zmysły.
- Córciu, co się stało, twoja mama, jak to tu leżysz, mama rodzi i lekarze nie wiedzą czy te dzieci przeżyją?
- Tato, proszę uspokój się nic nie rozumiem z tego bełkotu. – powiedziałam i na ocucenie klepnęłam po policzku delikatnie tatę. Momentalnie zrozumiał co do niego powiedziałam.
- No już dobrze, dziękuję. Co się stało że tu się znalazłaś?
- No więc zemdlałam i Maciek powiedział, żebym się przebadała, bo ponoć to co się ze mną działo wyglądało strasznie. – powiedziałam.  – Co z mamą i dzieciakami ?
- Oj to nie dobrze, że tak reagujesz na większy stres. Z mamą Nie wiem, ale z dzieciakami źle. Niewiadomo czy przeżyją, a jeśli przeżyją to z wadami ciała. Tak powiedział mi lekarz. A co tobie powiedział lekarz?
- O mnie się nie martw, ważne żeby mama i dziewczynki przeżyły całe i zdrowe, ja to już jak stary pies, się wyliże, jak zwykle.
Potem przyszła pielęgniarka podała mi kroplówkę i poszłam spać, a co najmniej tak mi się zdawało.
Nie wiem jak długo spałam, ale zdawało mi się że długo. Kiedy się obudziłam leżałam podłączona chyba do miliona kabelków, po prawej stronie miałam monitor i słyszałam jak coś wydaje odgłosy. Nie wiedziałam jak tu się znalazłam, ale czułam się jak w filmie o jakichś lekarzach, którzy pracują na jakimś ostrym dyżurze. Po mojej lewej stronie spał na krześle Maciek zapłakany, nie wyspany, z miną strasznie zmartwionego. Co się u licha ciężkiego ze mną działo? Gdzie jestem? Czemu jest tu Maciek wyglądający jakbym ja już umarła. Nagle zobaczyłam jak do pokoju wchodzi tata, a za nim mama jeszcze w ciąży. Co mama w ciąży? Jak to przecież podobno zaczęła rodzić?
- Maciek obudź się Ania otworzyła oczy, już nie jest w śpiączce.
- Ania ? Boże dziękuję, bardzo dziękuję. Ania nawet nie wiesz jak się cieszę, lekarze mówili, że możesz już się nigdy więcej nie obudzić, mówili… - zachwycony i zmartwiony mówił, ale moja mama przerwała.
- Mówili to mówili tamto. Nie czas na to leć po pielęgniarkę.
- Dobrze już lecę. – i poszedł
- Mamo, czy ty nie urodziłaś jeszcze ?
- No nie jak widać. – tu pokazała na swój już dość duży brzuch – coś nie tak ?
- No bo, bo myślałam że zaczęłaś rodzić .
- Kochanie – odezwał się tata – pewnie nie wiesz co się z tobą działo.
- Raczej nie wiem. Jak słyszałam to byłam w śpiączce, ale właściwie dlaczego? Co się działo?
- To było tak – zaczął tata. – Maciek zaprowadził cię do pielęgniarki bo w trakcie biologii zrobiło się ci nie dobrze, ale pielęgniarka ani my nie wiedzieliśmy że masz na ten lek uczulenie i podała ci lek który wywołał u ciebie zapaść, znaczy że straciłaś przytomność. Potem przyjechałaś tutaj i zostaliśmy powiadomieni to przyjechaliśmy najszybciej jak mogliśmy. Strasznie się o ciebie baliśmy. Spałaś trzy dni. Lekarze mówili że może być tak w najgorszym przypadku że się nie obudzisz, zwłaszcza że ciśnienie twojej krwi spadało strasznie szybko, ale zatrzymało się jakoś tak godzinę temu i zaczęło się stabilizować , czuliśmy, że się niedługo obudzisz, po prostu to wiedzieliśmy. Maćkowi chyba na tobie bardzo zależy siedział tu z tobą dzień i noc po prostu nie chciał odchodzić od twojego łóżka jak widziałaś.
- O jej, narobiłam tylko kłopotu sobie i wam wszystkim. Przepraszam. – odpowiedziałam
- To nie twoja wina córciu, może to i dobrze że tak się stało teraz wiemy czego ci nie podawać, aby taka sytuacja się nie powtórzyła – powiedziała mama, która siedziała na łóżku obok mnie i głaskała mnie po głowie.
Potem badali mnie lekarze chyba godzinami, byłam tak pokłuta jakby jeżowi wyrwali wszystkie igły. Następnego dnia wróciłam do domu ze zwolnieniem do końca tygodnia ze szkoły.
Moja mama w wyniku wielkiego stresu po tygodniu od mojego zasłabnięcia wylądowała w szpitalu gdzie później poroniła.
Był to wielki cios dla nas wszystkich brakowało tylko kilku miesięcy trzech chyba. I umarły. Nie było dla mnie życia bez nich, tak chciałam mieć rodzeństwo, a moi rodzice chcieli mieć nasze dziewczynki tu w domu, ale tak się nie stanie już.
Nie potrafiłam nawet pokazać się w szkole jak się dowiedziałam. Załamałam się bardzo i gdyby nie fakt że muszę być i żyć tu na tym świecie to by już mnie tu nie było. Tak chciałam je zobaczyć.
__________________________________

Z dedykacją dla :
~~ Alpha Fearis
~~ Cupcake