poniedziałek, 20 maja 2013

Nowe życie. Rozdział 6.


VI.
Sen o przyszłości.

"Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch, 
Sięgający piersiami skoszonego siana? 
Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch, 
A od kurzu miał ciemne, jak murzyn, kolana…
(…)
Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem ! 
Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć, 
Kiedy lecąc, sam siebie przemilczał swym ciałem..." 
~Bolesław Leśmian~

 Szłam korytarzem, jasnym od słońca. Na końcu stał archanioł z Percjuszem. Na głowie miałam welon i piękną białą koronkową suknię. Na rękach miałam rękawiczki, a stopy w białych pantofelkach. Szłam sama po błękitnym dywanie. Na moich dłoniach przez rękawiczki widać było świecące znaki. Moje znaki słońca i księżyca. Na ramionach rozciągały się błękitne kłącza, wyglądające jak ornament. Całe ciało rozgrzewało znane mi już ciepło. Na końcu stał w białym garniturze Percjusz. Uśmiechnięty z wyciągniętą ręką. Czekał na mnie. Jego dłonie świeciły niebieskim blaskiem. Archanioł stał trzymając księgę. Chwilę później okazało się, że to jednak nie jest korytarz lecz komnata w której poprzednio spotkałam archanioła. Jasność którą widziałam wytwarzały anioły skumulowane wokół. Teraz dopiero zauważyłam że wygląda jak kościół, a raczej jakaś katedra. Szłam po dywanie nie patrząc w podłogę lecz na mojego Percjusza. Podałam mu rękę. Wtedy poczułam ponowne dreszcze. Znałam to uczucie. 

  Jednak teraz nie cofnął się ode mnie. Wtedy odezwał się Archanioł.

- Percjuszu, czy bierzesz sobie za towarzyszkę i żonę tę oto anielicę Biankę Aurelię Amelię Kaster - Fernest?

- Tak, biorę - powiedział to Mój Anioł zwracając się twarzą do mnie.

- A czy Ty Bianko bierzesz sobie za towarzysza i męża tego oto anioła Percjusz Piotra Beringa?

- Tak, biorę - odpowiedziałam, bez zastanowienia. 

- A więc ogłaszam was mężem i żoną. - odparł Archanioł. - Możesz pocałować Swoją Anielicę.

   Pocałunek był długi. Nigdy nie czułam takiej przyjemności. Gdy nasze usta się oderwały Percjusz wziął mnie na ręce. I wtedy pojawiły się jemu skrzydła. Chwilę później u mnie, ale mimo wszystko trzymał mnie na rękach. Poderwaliśmy się, wylecieliśmy z katedry i wzlecieliśmy w niebo. Gdy tak lecieliśmy w pewnym momencie Percjusz się zatrzymał. Postawił mnie na chmurce i powiedział.

- Podleć do mnie. Możemy teraz w spokoju zająć się sobą. 

   Podleciałam, on mnie złapał w talii i przyciągnął do siebie. Znów całowaliśmy się długo i namiętnie. Po całym moim ciele rozchodziły się ciarki. Nie przestawaliśmy jednak. Nie mogliśmy. Nie chcieliśmy, bo po co skoro jesteśmy tu sami i nie widzialni dla nikogo. 

- Kocham Cię nad życie Skarbie -powiedział Percjusz.

- Ja Cię też Kocham nad życie Kochanie - powiedziałam. 

   Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Świat istniał tylko dla nas. Istnieliśmy dla siebie. Nikogo więcej nie potrzebowaliśmy. Wszystko  kręciło się tylko wokół nas i dla nas. 

    Położył mnie na chmurze, a sam położył się na mnie. Nasze skrzydła zniknęły. Tylko po to, aby nam nie przeszkadzać. Całował mnie namiętniej niż kiedy kolwiek zdawało się mi wydawać, że to robił. Przyciągałam go do siebie. Nie chciałam, żeby przestawał. Zerwałam z niego jego marynarkę i koszulę. Leżał na mnie całując mnie. Ja za to podziwiałam dotykiem jego ciało. Tak idealne w swoich kształtach jak sobie nigdy nie wyobrażałam. Jego anielska męskość i stanowczość tylko mnie jeszcze utwierdzała w tym jak bardzo go kocham. Poczułam jak rękoma rozpina mi sukienkę. Nie opierałam się. Było to tak cudowne, że nie miałam nawet na to chęci i siły. Powiedziałam wtedy do niego.

- Tylko mnie kochaj.

- Tak tylko Ciebie, zawsze i na zawsze. - odparł.

A wtedy czar prysł.

 Obudziłam się wtedy cała zalana potem. Słońce już wschodziło, a ja wiedziałam, a raczej czułam, że to się stanie. I że już kocham mojego anioła nad życie i muszę zrobić wszystko, aby ten sen się ziścił.

piątek, 10 maja 2013

Nowe życie. Rozdział 5.


V.
Powolne odkrycie.


Aniele mój powiedz,
"Czy możesz schować
Mnie w ramionach?
A w skrzydłach swych
Osuszyć znów moje łzy
Niewiele powiem Ci
Czujesz sam
W niebiosach łatwiej jest trwać
oddychać niebem
Tam zabierz nas…"
~Magda Femme~


I już go nie było. Zniknął, a ja stałam i patrzyłam w przestrzeń gdzie jeszcze przed chwilą stał mój przewodnik. Zastanawiałam się co mam teraz zrobić gdy moje znaki na dłoniach zaczęły się świecić. Takim pięknym błękitnym światłem. Nie paliły mnie ani nic, ale zachwycały swym blaskiem. Czułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym mym ciele począwszy od dłoni skończywszy na palcach u stóp. Miałam wrażenie że Percjusz jest przy mnie i na mnie patrzy ale nie chce abym go widziała. Tak bardzo chciałam go zobaczyć i zapytać o te światło, lecz nie mogłam.
Zaczęłam się rozglądać po pokoju w jego poszukiwaniu. Widziałam tylko wielkie podwójne łóżko z baldachimem, jak z jakiegoś filmu kostiumowego. Jednak stwierdziłam, że i mój ubiór pasuje do wystroju pokoju. Stało też biurko, wielka szafa. Postanowiłam zajrzeć do niej. W środku były białe suknie i sukienki, ale były też spodnie jeansowe, oczywiście jasne. Różne koszulki i koszule także były one jasne, głównie białe.  Postanowiłam przebrać się z tej sukni. Założyłam obcisłe spodnie do tego błękitny podkoszulek lekko ukazujący mój dekolt. Na to założyłam białą koszule. Zapięłam ją tak do połowy.  Na piersiach zostawiłam ją rozpiętą, aby było widać lekko różniący się kolor podkoszulka. Zajrzałam też do biurka. Były tam zeszyty, książki, bloki i wszelkie przybory piśmiennicze i do rysunku. 
Postanowiłam wyjść na korytarz. Nie był jakiś nadzwyczajny, po za tym że był bardzo długi. Pełny drzwi, ale był on jasny jak wszystko w tym mieście. Nie można było znaleźć miejsca gdzie był cień. Schodząc po schodach minęło mnie parę aniołów. Powiedzieli mi tylko " cześć" i poszli dalej. Nie byłam im dłużna. Na schodach był rozesłany niebieski dywan, co odróżniało go o marmurowych białych schodów. Balustrada była również niebieska, ale z marmuru. Wszystko albo było niebieskie albo białe. 
Na dole jak się domyślałam była wielka kuchnia. A w niej pełno szafek. Każda podpisana pełnym imieniem anioła obok napisany był też stopień i oddział do którego należał. Postanowiłam poszukać swojego i znalazłam. Co było zadziwiające. Nie był gdzieś na końcu tylko przy samiutkiej kuchence. Tak że nie muszę sięgać daleko i chodzić całą kuchnię, żeby coś z niej wziąć. Otworzyłam szafkę. W środku były najróżniejsze płatki bułeczki, chleb i wiele innych rzeczy. Postanowiłam zjeść płatki. Podeszłam do lodówki wzięłam mleko. Nalałam je do miski, zasypałam płatkami i usiadłam do stołu. Wtedy pojawił się przy mnie Percjusz.
- Smacznego - powiedział. - jak Ci się podoba Twój pokój i całe dormitorium?
- Pokój ładny. Brakuje mi tu tylko kolorów. 
- Dlaczego? - zapytał.
- Jedynie niebieski i biały. Dlaczego to ja Ciebie powinnam się pytać, ale na twoje szczęście wiem.
- Ok, co zamierzasz dziś robić Bianko? - zapytał z uśmiechem chyba tym najpiękniejszym.
- Hm. Nie wiem jeszcze, a czemu pytasz? A po za tym miałeś się zjawić wieczorem?-  odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Jak chcesz to zniknę… - mówił Percjusz, ale mu przerwałam.
- Nie! - krzyknęłam, na szczęście nikogo tu nie było. 
- Dobrze to może przeszłabyś się ze mną na spacer? Pokazałbym Ci okolicę. -powiedział.
- Możemy się przejść. - odparłam bez przekonania, a raczej chciałam żeby tak zabrzmiało.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w milczeniu. Co chwila tylko albo on zerkał na mnie, albo ja na niego. Czasem nasze spojrzenia się stykały. Nie miałam czasu oglądać się na widoki wokół  mnie. Później zaczął on opowiadać co, gdzie, dlaczego i takie tam, ale go nie słuchałam tylko patrzyłam na jego uśmiechniętą, aczkolwiek zamyśloną minę. Nigdy chyba nie przestanie mnie on zadziwiać. Jest fantastyczny. W pewnym momencie dotarliśmy do jeziora, a na nim wielki most. Słońce już zachodziło. Spojrzałam na moją lewą rękę gdzie odznaczał się jego wizerunek. Znak nie świecił już tak mocno. Nie był on też tak błękitny. Na mojej prawej ręce za to znak księżyca lekko połyskiwał. Stałam akurat naprzeciw Percjusza. Delikatnie swoją dłonią ze znakiem serca dotknął moich długich włosów. Jego znak świecił się, a dłoń była tak ciepła jakby wyciągną ją dopiero z ciepłej wody. Czułam to ciepło mimo tego że nie dotknął mojego policzka. Poczułam jak przechodzą mnie przyjemne ciarki.
- Percjusz… - powiedziałam, cichutkim głosem.
Wtedy Percjusz oddalił się ode mnie jak oparzony.  Odwrócił się tyłem do mnie i słychać tylko było jak sam do siebie szepcze.
- Przestań… Co ty wyprawiasz… Nie możesz… Jesteś jej przewodnikiem. 
- Co się stało? - zapytałam, lekko zdezorientowana.
- Nic, wracajmy już. - powiedział to bez jakiego kolwiek wyrazu twarzy.
- Dlaczego się odsunąłeś ode mnie?- zapytałam.
- Po prostu, trzeba wracać i już. Nie zadawaj pytań. - odpowiedział, nie przyjemnym głosem.
- To wracajmy. - odparłam też już zdenerwowana. Przecież słyszałam co szeptał do siebie.
Powrót dłużył się i dłużył. Zapadła noc, a na podwórzu i tak było jasno. Księżyc świecił tak mocno, że oświetlał całe miasto. Oczywiście latarnie były zapalone, ale ogólnie w całym mieście było jasno jak w dzień, tylko światło był ciut inne. Odprowadził mnie bez odezwania się do mnie. Słychać tylko było jakieś nie zrozumiałe dla mnie słowa. Najwidoczniej znów do siebie coś mówił. Nie patrzyłam już na niego przez całą drogę, a gdy staliśmy już pod dormitorium tylko otworzyłam drzwi, weszłam i zatrzasnęłam je za sobą. Usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
Na górę wbiegłam nie zaglądając nigdzie. Dobrze, że w pokoju miałam łazienkę. Szybko się umyłam, a potem położyłam się do łóżka z myślą: " Aż tak ma o mnie złe zdanie…"
I zasnęłam.


środa, 1 maja 2013

Nowe życie. Rozdział 4.


IV.
Przewodnik



"…I choć gasną latarnie
i lampki czujników -
nie gasną Twoje oczy, Stróżu i Strażniku!
Tyle już złego mogło mi się zdarzyć,
lecz mnie ominęło -
dzięki Twojej straży."
~ Tadeusz Ruciński ~


- Jaki dar? - zapytałam Archanioła, - I co on oznacza?
- Jest to niezwykły, ale i potężny dar. Nie mogę Ci teraz jeszcze powiedzieć czym się objawia, gdyż jesteś początkującym aniołem. Dar, który posiadasz sam Ci się ukarze i poznasz go sama. Twoim zadaniem jest uczęszczanie na zajęcia do naszego oddziału kształcenia Aniołów Światłości. - odparł. 
- A skąd mam wiedzieć kiedy mi się ukarze? - zadałam pierwsze pytanie z listy pytań, które podsuwała mi głowa.
- Będziesz wiedziała, a teraz proszę udać się z przewodnikiem do swojego pokoju, mieszczącym się w dormitorium Światłości w oddziale Alfa.
- Dziękuję, Archaniele. 
- Do zobaczenia Bianko.
- Do zobaczenia. - odparłam.
Mój przewodnik w milczeniu przyglądał mi się. Oczywiście ja jemu również. Był piękny. Tylko brakowało mu skrzydeł. Zaciekawiło mnie dlaczego. Nie wiedziałam o nim nic. 
- Ciekawe dlaczego… - wyrwało mi się.
- Co ciekawe dlaczego? - zapytał Percjusz. 
- A nic tak sobie myślę… - zastanowiłam się chwilę by nie wyjawić mu co myślę. - … że ciekawe dlaczego Alfa nazywa się mój oddział. 
- A to. - odparł - Są cztery oddziały. Alfa, beta, gamma oraz delta. Każdy z nich oznacza poziom. Poziom w oddziale alfa jest dla początkujących aniołów. Każdy z nich podzielony jest też odpowiednio na stopnie wtajemniczenia. I tak w alfie wyróżniamy dwa, w becie również. Zaś w Gammie trzy, a w delcie, gdyż jest to ostatni oddział podzielono na cztery stopnie. Czyli ogółem jest… - powiedział Percjusz, ale mu przerwałam.
- Jedenaście czyż tak? - odparłam.
- Tak, dokładnie. Oczywiście to nie znaczy że tyle lat będziesz się kształcić. Każdy etap ukończenia kształcenia powinien kończyć się egzaminem. Jednak, w przeszłości odnotowano kilka przypadków gdzie stopień wtajemniczenia nie mógł kończyć się egzaminem, ze względu na ich ujawnianie się darów. 
- Ok, ale ile czasu jest do tego egzaminu jeśli można wiedzieć? I ile trwał najkrótszy stopień? - Zapytałam. Szliśmy pomału w kierunku dormitorium, ale tak zaaferowana rozmową nie patrzyłam na nic wokół.
- Każdy anioł egzamin zdaje indywidualnie przy przewodniku i egzaminatorze. Najkrótszy stopień trwał dwa miesiące. Odbył się bez egzaminu, ze względu na reakcje i działania wykonywane przez anioła charakterystyczne dla okresu ujawniania się daru. - odparł.
- A powiesz mi kto to taki był? - zapytałam. Gdy to usłyszał, zauważyłam zmieszanie na jego twarzy. 
- Tak, to byłem ja. - odparł.
- Serio??? - powiedziałam zdziwiona zamiast jakoś sensownie odpowiedzieć czy pogratulować. Na dodatek szczęka opadła mi chyba do ziemi, która musiałam potem zbierać z niej.
- No tak, - odparł zmieszany moim zachowaniem. - ale nie przejmuj się, nie jestem taki dobry na jakiego mogę się wydawać. Przez to że każdy stopień udało mi się ominąć egzamin, tak tkwię bez skrzydeł na ostatnim stopniu wtajemniczenia i nie mogę go ukończyć. Swoją drogą dziwię się czemu pozwolono mi na bycie przewodnikiem nowicjuszki.
- To ja jestem pierwsza? Super - odpowiedziałam - Ale zaraz…  WSZYSTKIE egzaminy udało Ci się ominąć??
- No tak, ale z marnym skutkiem… - rzekł Mój Anioł - Już co najmniej rok tkwię na ostatnim stopniu. Może masz mnie czegoś nauczyć i pomóc zrozumieć pewne rzeczy.
- Ciekawe, w czym niby miałam ci pomóc czy czego kolwiek Cię nauczyć. Przecież jestem nowicjuszką. 
- Nie wiem. Czas pokaże. - odrzekł.
Potem szliśmy już w milczeniu. Miałam czas na kontemplacje, na temat wyglądu miasta Aniołów. A więc pełno było tu roślinności. Rozpoczynając od najróżniejszych drzew iglastych, liściastych po kwiatki najróżniejszej kolorystyki. Tak jakby tu zawsze świeciło słońce i było lato. Były piękne parki z ławeczkami przy których siedziało mnóstwo różnych aniołów, cześć miała skrzydła, ale większość ich nie posiadała. Charakterystyczne dla nich były niebieskie znaki na dłoniach. Tu spojrzałam na swoje dłonie na moich był błękitny obraz słońca i księżyca. Na dłoniach mojego towarzysza zauważyłam niebieskie rysunki serca i motyla. Ciekawiło mnie dlaczego akurat tak. Nie pytałam jednak towarzysza. Pomyślałam, że może dowiem się na zajęciach. Mijaliśmy te budynki z czerwonej cegły, tak jakby ktoś wyciągną budynki z całej  historii, te które zostały wyburzone, ale i te które dalej stały na ziemi. Te zabytkowe, jak te które na przykład widziałam na gdańskiej starówce, jak zamek w Malborku czy kościół w Ełku, bądź  katedra w Białymstoku. Pomyślałam sobie, że może później pozwiedzam. Były tu też nowoczesne budynki. Co mnie trochę zdziwiło, ale wszystko ładnie komponowało się w jedną całość. I w końcu dotarliśmy do wspomnianych przez Archanioła dormitoriów. Były to budynki o zabytkowym stylu budowli, acz kolwiek każdy się od siebie różnił. Nie były one jednakowe. Jednakowy był materiał budowniczy czyli typowa czerwona cegła. Architektonicznie były tak różne że nie dałoby się ich odróżnić, a przede wszystkim dlatego, że każdy był  podpisany tak wielkimi literami że chyba z lotu dało by się je odczytać. Pewnie i po to są tak wielkie. 
- No i dotarliśmy. Oto twoje dormitorium. Wejdźmy do środka. - powiedział to otwierając przede mną drzwi.
- Ależ dziękuję Ci - odparłam z uśmiechem od ucha do ucha, zapewne wyglądałam jak zwykle jak kretynka, a raczej jak słodka idiotka i do tego głupia blondynka o długich i pięknych włosach. 
- Proszę Cię bardzo - odparł Percjusz, też uśmiechnięty. - będziemy musieli iść na 4 piętro. Tam są już najpotrzebniejsze Ci rzeczy. 
- Ok. - odparłam
- To teraz złap mnie za ręce - powiedział. Jak prosił tak zrobiłam.
Znów poczułam to przyjemne uczucie unoszenia się i przemieszczania bez chodzenia. Chwilę później byliśmy już w moim pokoju. Dziwnie się poczułam jak staliśmy trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy. Tak, jakby mnie coś do niego ciągnęło. Miałam wrażenie, że jego też, ale w tym momencie się odezwał.
- Chyba już powinienem iść- powiedział to widocznie z niechęcią i z zastanowieniem. - Musisz się rozejrzeć. Wpadnę wieczorem. Na razie. 

________________________

Specjalnie dla czytelników ;)
Zapraszam do komentowania ;)