sobota, 20 lipca 2013

Nowe życie. Rozdział 8. - > specjalnie dla Najwierniejszych ;))

VIII.
Rozmowa z archaniołem.


"Nie płacz w liście
Nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz."
~Ks. Twardowski~

- Percjuszu! - odezwał się Archanioł, równocześnie patrząc na niego groźnym wzrokiem - Proszę oddalić się. Przekroczyłeś uprawnienia przewodnika. I straciłeś właśnie uprawnienia. Ja przejmuję Twoje przewodzenie Biance.
W tym momencie Percjusz zniknął. Jego wyrazu twarzy nigdy nie zapomnę. Patrzył na mnie tak jakby chciał mnie chwycić i uciec gdzieś gdzie nie nikt nas nie znajdzie.
- Aaale jak to… - mówiłam to ze łzami w oczach. - Nie można tak… Ja chcę się spotykać z Percjuszem i żeby był mym przewodnikiem.
- Nie może on już więcej być Twoim przewodnikiem. Tak jak już powiedziałem. Przekroczył uprawnienia. Przewodnik ma pomagać a nie kochać osobę którą przewodzi. Powinien był się opanować.
- Próbował, widziałam i słyszałam.
- Ale na próbach nie może się skończyć - powiedział. - Powinien był się opanować. Tak, czy inaczej od jutra będziesz uczęszczać na zajęcia już w oddziale gamma.
- Dobrze, już dobrze… - powiedziałam i pomyślałam, że muszę jakoś się z nim spotkać. I chwilę później archanioł zniknął.
Nie mogłam mu tego odpuścić… Tego cudownego pocałunku. Jego delikatności, wzroku, głosu… Po prostu nie mogłam.
Szukałam go godzinami w okolicy, ale nigdzie go nie było.
Poczułam jednak, że wiem co zrobić. Poszłam do pokoju, który był już prawie pusty.  Łóżko jednak jeszcze stało.  Położyłam się do niego, bo tak mogłam na razie tylko uruchomić mój dar. Myślałam o Percjuszu.  O jego głosie, zapachu i odnalezieniu gdzie on jest.
Chwilę tak leżałam a później obudziłam się w lesie. Prześwitywało słońce i było tu pięknie. Wszędzie pełno było kolorowych wiosennych kwiatów i głębokiej zieleni drzew. Zobaczyłam po chwili Percjusza siedzącego na pniu ściętego drzewa.
- Skarbie! - krzyknęłam, ale mnie nie słyszał.
Byłam tu tylko umysłem. Siedział skulony z rękami na twarzy. Miałam wrażenie, że płakał.
- Co ja sobie myślałem! - mówił do siebie, ale z każdym słowem głośniej. - Co ja sobie myślałem!! Pokochałem ją, a przecież nie mogę.  Czemu akurat w niej musiałem … musiałem się zakochać! To moja podopieczna, a właściwie nią była. Straciłem ją. Już nie odzyskam. Nie mogę jej przecież kochać całym sercem… Ałaa!!
Krzyknął nagle tak jakby coś go zabolało. Wtedy  odciągnął swoją  rękę ze znakiem serca na dłoni. Znak najwidoczniej go parzył. Zdziwiłam się bo jak moje do tej pory nie parzyły.
- Dobra, już dobra… - mówił do swojej ręki. - Mogę ją kochać! Muszę ją kochać! Ten jej sen… Moje skrzydła… Ona musi mnie kochać! Może ona musi być ze mną… Może dzięki temu zdobędziemy skrzydła… Może…
I nagle się obudziłam.
- Nie! - krzyknęłam - ja muszę to usłyszeć. Muszę się tam udać… Wystarczy chyba pomyśleć…
I wtedy pojawił się wokół mnie niebieski krąg.
- Do Percjusza - powiedziałam z zamkniętymi oczami.
Otworzyłam oczy. Wokół mnie jawił się niebieski tunel. Ja w nim się poruszałam mimo tego że stałam. Na końcu widziałam tylko zieleń. Z mijającym czasem będąc, coraz bliżej zieleni zauważyłam, że pojawiła się biała postać. Podchodziła ona do tunelu. To był Percjusz.
Gdy mnie zobaczył powiedział.
- Kochanie, znalazłaś mnie.
- Tak Skarbie.  Zawsze Cię znajdę. Pamiętaj o tym.
Przyciągnął mnie do siebie. Całował mnie namiętnie, nie wiem jak długo. Położył mnie na mchu.  Wziął moje jasne włosy odgarnął do tyłu.  Położył się obok mnie bokiem. Delikatnie wodził palcem po moim ciele.
- Myślisz pewnie, że Cię nie kocham, a ja Cię kocham całym mym anielim sercem.
- Wiem, że mnie kochasz. Słyszałam co mówiłeś siedząc na pieńku. Ja też Cię kocham. Bardzo, nawet nie wiesz jak. Każdy cal, centymetr, milimetr twojego ciała, twojej osobowości i charakteru. Kocham Cię takiego jakim jesteś.
- Wiem Kochanie. Wiem, bo ja też tak bardzo. Skąd wiedziałaś gdzie mnie szukać? Jak mnie znalazłaś?
- Mam dar widzenia przyszłości i teraźniejszości, co znaczy, że mogę co najmniej na razie zasnąć z myślami o tobie i mi później przyśni to gdzie jesteś, co robisz. Bądź przyszłość.
- Piękny dar. - powiedział - Taki piękny jak ty.
- Dziękuję Kochanie. A ty przystojny. Wiesz że to znaczy, że się przede mną nie ukryjesz.
- Tak, uch żadnej prywatności.- powiedział.
- To chcesz się przede mną ukrywać? - zapytałam.
- Nie! Przecież żartowałem.
- To nie wyszedł Ci ten żart. - mówiłam to już siedząc i udając focha.
- Oj tam. Chodź tu do mnie.
Oczywiście przytuliłam się, bo długo gniewać się nie umiem na niego. Nie mogliśmy przestać patrzeć na siebie nawzajem.
Leżeliśmy tak karmiąc się sobą. Karmiąc naszą miłość i pielęgnować ją. Czas mijał szybko. Zrobiło się już ciemno.
- Musimy się zbierać Kochanie. - powiedział Percjusz.
- Nie jeszcze Kochanie. - odparłam.
- Tak jutro zajęcia - powiedział.
- Wiem, ale jeszcze chwilę, chwileczkę.
- Nie, musimy, bo jeszcze ktoś nas znajdzie.
- Dobrze - powiedziałam. - podaj mi ręce to przeniesiemy się.
- Nie Kochanie. Musimy osobno, żeby nas nikt nie znalazł i nie zobaczył.
- Ok. - powiedziałam zrezygnowana. - To do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia - powiedział to i dał mi ostatniego buziaka.
I już  byłam w tunelu.


_______________________________________

~***~

Dla Was specjalnie.
Dla Najwierniejszych
Tych co czytają
I Tych co czekają
Dla tych co są wierni
I dla tych co są nie cierpliwi
Dla tych których drzwi się zamknęły
Ale Wena wychodzi oknem
Dla tych co wszystko ciekawi
Oraz tych dla których pisać warto
Dla wszystkich tych którzy komentują
I mnie inspirują
Dla tych co weszli tu raz pierwszy
I szukają wierszy
Wierszy krótkich 
Lecz ciekawych
Własnych ale i skopiowanych
Wierszy Wielkich autorów
I tych mniej znanych
Dla obserwatorów
I KOMENTATORÓW
Dla WAS Najwierniejsi.
Krótki wierszyk machnęłam
Aby Was docenić
I abyście poczuli się wyróżnieni. 
Ci o których mowa
Mam nadzieję, że
Wybaczą mi mą nieobecność długą. 

;)

Pozdrawiam,
~littlegraybutterfly~

środa, 5 czerwca 2013

Nowe życie. Rozdział 7.

VII.

Rozmowa i rozwój.

"Nic dwa razy się nie zdarza 
i nie zdarzy.
(… )
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy."
~Wisława Szymborska~

- Percjusz! - krzyknęłam. - Wiem, że gdzieś tu jesteś. Wyłaź i się pokaż.
- Słucham?! - pojawił się w piżamie. - Czego tak krzyczysz? Co się stało?
- I ty się pytasz?! Siedzisz u mnie w pokoju i teraz udajesz że Cię tu nie było.
- A ty skąd, to możesz wiedzieć? Spałem właśnie - wiedziałam, że kłamał. Nie patrzył się mi w oczy.
- Akurat to wiem. Czułam Cię jak spałam i czułam Cię jak wstałam. - odrzekłam prawie krzycząc.
- Nie możesz tego wiedzieć przecież byłem… - powiedział, ale mu przerwałam.
- Niewidzialny? Niewidoczny?  Wiedziałam, a raczej czułam Twój oddech. Słyszałam twój szept. Nie ukryjesz się przede mną. 
- O kurde… Tego to jeszcze nie widziałem, a szczególnie u nowicjuszki… - powiedział.
- Czego? - zapytałam.
-Nie widzisz? Popatrz na swoje dłonie i ręce. - powiedział.
- O… Co to jest? Widziałam to w swoim śnie… Tylko było tego więcej… - odpowiedziałam przyglądając się swoim rękom. Od dłoni do połowy przedramienia połyskiwały błękitne kłącza jak we śnie. We śnie miałam ich tylko o wiele więcej.
- Jakim śnie? Co Ci się śniło? Opowiadaj zaraz. - powiedział.
Opowiedziałam mu sen. Jego twarz z bladego przechodziła różne fazy koloru. Najpierw był blady. Później różowy, czerwony i potem znów blady. Nic nie mówił. Tylko słuchał uważnie. Pod koniec opowieści złapał mnie za ręce.
- Powiem Ci jedno. Ustanowiłaś nowy rekord. Takie ornamenty pojawiają się dopiero na gammie. A konkretnie na trzecim stopniu gammy. I na te zajęcia od dziś będziesz chodziła, a twoje rzeczy zostaną przeniesione do gammy. Nie pytałem się chyba Ciebie ile masz lat? - powiedział.
- Nie, nie pytałeś. Dwadzieścia mam lat. - powiedziałam. Wtedy na twarzy Percjusza widać było wielkie zdziwienie. 
- Ja też mam dwadzieścia lat. Trafiłem tu jako osiemnastolatek. I tak jestem tu już dwa lata i osiem miesięcy. - odparł.
- Też masz ornamenty? - zapytałam.
- Tak, ale u mnie …- powiedział, ale na chwilę przerwał. Ściągnął koszule i zobaczyłam jego piękne plecy. Wyciągnęłam rękę i ich dotknęłam były takie jak we śnie. - … jak widzisz rozciągają się na plecach. 
Nie wiedziałam nawet kiedy wstałam i przytuliłam go od tyłu.
- Co ty robisz Bianka? Nie możemy. Jestem twoim przewodnikiem. - powiedział i zaczął się wyrywać z mojego silnego uścisku, ale nie robił tego za mocno. Tak jakby chciał abym go dalej tuliła, ale chciał stworzyć pozory że się wyrywa.
- Możemy. - powiedziałam - To o czym śniłam się wydarzy. Zrozum wreszcie.
Wtedy wyrwał mi się. Złapał mnie za nadgarstki. Przeciągnął mnie dookoła siebie puszczając jeden. Potem przyciągnął mnie i przytulił. 
- Nawet nie wiesz jak długo szukałem Cię. - powiedział. - Szukałem Cię dłużej dlatego, że jak byłem człowiekiem czułem pustkę, szukałem kogoś kto miałby mi ją zapełnić.
- A ja szukałam ciebie. - odparłam. - od zawsze, nawet gdy sobie z tego nie zdawałam sprawy.
Chwycił mnie delikatnie obiema rękami za twarz i pocałował namiętnie. I wtedy w pokoju pojawił się Archanioł.


_________________________

Czytasz=komentuj ;)

Każdym komentarzem masz wpływ na opowiadanie.
Zapraszam do tworzenia postaci w zakładce Bohaterowie.

poniedziałek, 20 maja 2013

Nowe życie. Rozdział 6.


VI.
Sen o przyszłości.

"Czemu leciał tak nisko ten anioł, ten duch, 
Sięgający piersiami skoszonego siana? 
Wiatr rozgarniał mu skrzydeł świeżący się puch, 
A od kurzu miał ciemne, jak murzyn, kolana…
(…)
Oczy płoną, miłosnym nieskalane szałem ! 
Snem wezbrała mu w skrzydłach niewiadoma płeć, 
Kiedy lecąc, sam siebie przemilczał swym ciałem..." 
~Bolesław Leśmian~

 Szłam korytarzem, jasnym od słońca. Na końcu stał archanioł z Percjuszem. Na głowie miałam welon i piękną białą koronkową suknię. Na rękach miałam rękawiczki, a stopy w białych pantofelkach. Szłam sama po błękitnym dywanie. Na moich dłoniach przez rękawiczki widać było świecące znaki. Moje znaki słońca i księżyca. Na ramionach rozciągały się błękitne kłącza, wyglądające jak ornament. Całe ciało rozgrzewało znane mi już ciepło. Na końcu stał w białym garniturze Percjusz. Uśmiechnięty z wyciągniętą ręką. Czekał na mnie. Jego dłonie świeciły niebieskim blaskiem. Archanioł stał trzymając księgę. Chwilę później okazało się, że to jednak nie jest korytarz lecz komnata w której poprzednio spotkałam archanioła. Jasność którą widziałam wytwarzały anioły skumulowane wokół. Teraz dopiero zauważyłam że wygląda jak kościół, a raczej jakaś katedra. Szłam po dywanie nie patrząc w podłogę lecz na mojego Percjusza. Podałam mu rękę. Wtedy poczułam ponowne dreszcze. Znałam to uczucie. 

  Jednak teraz nie cofnął się ode mnie. Wtedy odezwał się Archanioł.

- Percjuszu, czy bierzesz sobie za towarzyszkę i żonę tę oto anielicę Biankę Aurelię Amelię Kaster - Fernest?

- Tak, biorę - powiedział to Mój Anioł zwracając się twarzą do mnie.

- A czy Ty Bianko bierzesz sobie za towarzysza i męża tego oto anioła Percjusz Piotra Beringa?

- Tak, biorę - odpowiedziałam, bez zastanowienia. 

- A więc ogłaszam was mężem i żoną. - odparł Archanioł. - Możesz pocałować Swoją Anielicę.

   Pocałunek był długi. Nigdy nie czułam takiej przyjemności. Gdy nasze usta się oderwały Percjusz wziął mnie na ręce. I wtedy pojawiły się jemu skrzydła. Chwilę później u mnie, ale mimo wszystko trzymał mnie na rękach. Poderwaliśmy się, wylecieliśmy z katedry i wzlecieliśmy w niebo. Gdy tak lecieliśmy w pewnym momencie Percjusz się zatrzymał. Postawił mnie na chmurce i powiedział.

- Podleć do mnie. Możemy teraz w spokoju zająć się sobą. 

   Podleciałam, on mnie złapał w talii i przyciągnął do siebie. Znów całowaliśmy się długo i namiętnie. Po całym moim ciele rozchodziły się ciarki. Nie przestawaliśmy jednak. Nie mogliśmy. Nie chcieliśmy, bo po co skoro jesteśmy tu sami i nie widzialni dla nikogo. 

- Kocham Cię nad życie Skarbie -powiedział Percjusz.

- Ja Cię też Kocham nad życie Kochanie - powiedziałam. 

   Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Świat istniał tylko dla nas. Istnieliśmy dla siebie. Nikogo więcej nie potrzebowaliśmy. Wszystko  kręciło się tylko wokół nas i dla nas. 

    Położył mnie na chmurze, a sam położył się na mnie. Nasze skrzydła zniknęły. Tylko po to, aby nam nie przeszkadzać. Całował mnie namiętniej niż kiedy kolwiek zdawało się mi wydawać, że to robił. Przyciągałam go do siebie. Nie chciałam, żeby przestawał. Zerwałam z niego jego marynarkę i koszulę. Leżał na mnie całując mnie. Ja za to podziwiałam dotykiem jego ciało. Tak idealne w swoich kształtach jak sobie nigdy nie wyobrażałam. Jego anielska męskość i stanowczość tylko mnie jeszcze utwierdzała w tym jak bardzo go kocham. Poczułam jak rękoma rozpina mi sukienkę. Nie opierałam się. Było to tak cudowne, że nie miałam nawet na to chęci i siły. Powiedziałam wtedy do niego.

- Tylko mnie kochaj.

- Tak tylko Ciebie, zawsze i na zawsze. - odparł.

A wtedy czar prysł.

 Obudziłam się wtedy cała zalana potem. Słońce już wschodziło, a ja wiedziałam, a raczej czułam, że to się stanie. I że już kocham mojego anioła nad życie i muszę zrobić wszystko, aby ten sen się ziścił.

piątek, 10 maja 2013

Nowe życie. Rozdział 5.


V.
Powolne odkrycie.


Aniele mój powiedz,
"Czy możesz schować
Mnie w ramionach?
A w skrzydłach swych
Osuszyć znów moje łzy
Niewiele powiem Ci
Czujesz sam
W niebiosach łatwiej jest trwać
oddychać niebem
Tam zabierz nas…"
~Magda Femme~


I już go nie było. Zniknął, a ja stałam i patrzyłam w przestrzeń gdzie jeszcze przed chwilą stał mój przewodnik. Zastanawiałam się co mam teraz zrobić gdy moje znaki na dłoniach zaczęły się świecić. Takim pięknym błękitnym światłem. Nie paliły mnie ani nic, ale zachwycały swym blaskiem. Czułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym mym ciele począwszy od dłoni skończywszy na palcach u stóp. Miałam wrażenie że Percjusz jest przy mnie i na mnie patrzy ale nie chce abym go widziała. Tak bardzo chciałam go zobaczyć i zapytać o te światło, lecz nie mogłam.
Zaczęłam się rozglądać po pokoju w jego poszukiwaniu. Widziałam tylko wielkie podwójne łóżko z baldachimem, jak z jakiegoś filmu kostiumowego. Jednak stwierdziłam, że i mój ubiór pasuje do wystroju pokoju. Stało też biurko, wielka szafa. Postanowiłam zajrzeć do niej. W środku były białe suknie i sukienki, ale były też spodnie jeansowe, oczywiście jasne. Różne koszulki i koszule także były one jasne, głównie białe.  Postanowiłam przebrać się z tej sukni. Założyłam obcisłe spodnie do tego błękitny podkoszulek lekko ukazujący mój dekolt. Na to założyłam białą koszule. Zapięłam ją tak do połowy.  Na piersiach zostawiłam ją rozpiętą, aby było widać lekko różniący się kolor podkoszulka. Zajrzałam też do biurka. Były tam zeszyty, książki, bloki i wszelkie przybory piśmiennicze i do rysunku. 
Postanowiłam wyjść na korytarz. Nie był jakiś nadzwyczajny, po za tym że był bardzo długi. Pełny drzwi, ale był on jasny jak wszystko w tym mieście. Nie można było znaleźć miejsca gdzie był cień. Schodząc po schodach minęło mnie parę aniołów. Powiedzieli mi tylko " cześć" i poszli dalej. Nie byłam im dłużna. Na schodach był rozesłany niebieski dywan, co odróżniało go o marmurowych białych schodów. Balustrada była również niebieska, ale z marmuru. Wszystko albo było niebieskie albo białe. 
Na dole jak się domyślałam była wielka kuchnia. A w niej pełno szafek. Każda podpisana pełnym imieniem anioła obok napisany był też stopień i oddział do którego należał. Postanowiłam poszukać swojego i znalazłam. Co było zadziwiające. Nie był gdzieś na końcu tylko przy samiutkiej kuchence. Tak że nie muszę sięgać daleko i chodzić całą kuchnię, żeby coś z niej wziąć. Otworzyłam szafkę. W środku były najróżniejsze płatki bułeczki, chleb i wiele innych rzeczy. Postanowiłam zjeść płatki. Podeszłam do lodówki wzięłam mleko. Nalałam je do miski, zasypałam płatkami i usiadłam do stołu. Wtedy pojawił się przy mnie Percjusz.
- Smacznego - powiedział. - jak Ci się podoba Twój pokój i całe dormitorium?
- Pokój ładny. Brakuje mi tu tylko kolorów. 
- Dlaczego? - zapytał.
- Jedynie niebieski i biały. Dlaczego to ja Ciebie powinnam się pytać, ale na twoje szczęście wiem.
- Ok, co zamierzasz dziś robić Bianko? - zapytał z uśmiechem chyba tym najpiękniejszym.
- Hm. Nie wiem jeszcze, a czemu pytasz? A po za tym miałeś się zjawić wieczorem?-  odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Jak chcesz to zniknę… - mówił Percjusz, ale mu przerwałam.
- Nie! - krzyknęłam, na szczęście nikogo tu nie było. 
- Dobrze to może przeszłabyś się ze mną na spacer? Pokazałbym Ci okolicę. -powiedział.
- Możemy się przejść. - odparłam bez przekonania, a raczej chciałam żeby tak zabrzmiało.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w milczeniu. Co chwila tylko albo on zerkał na mnie, albo ja na niego. Czasem nasze spojrzenia się stykały. Nie miałam czasu oglądać się na widoki wokół  mnie. Później zaczął on opowiadać co, gdzie, dlaczego i takie tam, ale go nie słuchałam tylko patrzyłam na jego uśmiechniętą, aczkolwiek zamyśloną minę. Nigdy chyba nie przestanie mnie on zadziwiać. Jest fantastyczny. W pewnym momencie dotarliśmy do jeziora, a na nim wielki most. Słońce już zachodziło. Spojrzałam na moją lewą rękę gdzie odznaczał się jego wizerunek. Znak nie świecił już tak mocno. Nie był on też tak błękitny. Na mojej prawej ręce za to znak księżyca lekko połyskiwał. Stałam akurat naprzeciw Percjusza. Delikatnie swoją dłonią ze znakiem serca dotknął moich długich włosów. Jego znak świecił się, a dłoń była tak ciepła jakby wyciągną ją dopiero z ciepłej wody. Czułam to ciepło mimo tego że nie dotknął mojego policzka. Poczułam jak przechodzą mnie przyjemne ciarki.
- Percjusz… - powiedziałam, cichutkim głosem.
Wtedy Percjusz oddalił się ode mnie jak oparzony.  Odwrócił się tyłem do mnie i słychać tylko było jak sam do siebie szepcze.
- Przestań… Co ty wyprawiasz… Nie możesz… Jesteś jej przewodnikiem. 
- Co się stało? - zapytałam, lekko zdezorientowana.
- Nic, wracajmy już. - powiedział to bez jakiego kolwiek wyrazu twarzy.
- Dlaczego się odsunąłeś ode mnie?- zapytałam.
- Po prostu, trzeba wracać i już. Nie zadawaj pytań. - odpowiedział, nie przyjemnym głosem.
- To wracajmy. - odparłam też już zdenerwowana. Przecież słyszałam co szeptał do siebie.
Powrót dłużył się i dłużył. Zapadła noc, a na podwórzu i tak było jasno. Księżyc świecił tak mocno, że oświetlał całe miasto. Oczywiście latarnie były zapalone, ale ogólnie w całym mieście było jasno jak w dzień, tylko światło był ciut inne. Odprowadził mnie bez odezwania się do mnie. Słychać tylko było jakieś nie zrozumiałe dla mnie słowa. Najwidoczniej znów do siebie coś mówił. Nie patrzyłam już na niego przez całą drogę, a gdy staliśmy już pod dormitorium tylko otworzyłam drzwi, weszłam i zatrzasnęłam je za sobą. Usłyszałam tylko głośne westchnięcie.
Na górę wbiegłam nie zaglądając nigdzie. Dobrze, że w pokoju miałam łazienkę. Szybko się umyłam, a potem położyłam się do łóżka z myślą: " Aż tak ma o mnie złe zdanie…"
I zasnęłam.


środa, 1 maja 2013

Nowe życie. Rozdział 4.


IV.
Przewodnik



"…I choć gasną latarnie
i lampki czujników -
nie gasną Twoje oczy, Stróżu i Strażniku!
Tyle już złego mogło mi się zdarzyć,
lecz mnie ominęło -
dzięki Twojej straży."
~ Tadeusz Ruciński ~


- Jaki dar? - zapytałam Archanioła, - I co on oznacza?
- Jest to niezwykły, ale i potężny dar. Nie mogę Ci teraz jeszcze powiedzieć czym się objawia, gdyż jesteś początkującym aniołem. Dar, który posiadasz sam Ci się ukarze i poznasz go sama. Twoim zadaniem jest uczęszczanie na zajęcia do naszego oddziału kształcenia Aniołów Światłości. - odparł. 
- A skąd mam wiedzieć kiedy mi się ukarze? - zadałam pierwsze pytanie z listy pytań, które podsuwała mi głowa.
- Będziesz wiedziała, a teraz proszę udać się z przewodnikiem do swojego pokoju, mieszczącym się w dormitorium Światłości w oddziale Alfa.
- Dziękuję, Archaniele. 
- Do zobaczenia Bianko.
- Do zobaczenia. - odparłam.
Mój przewodnik w milczeniu przyglądał mi się. Oczywiście ja jemu również. Był piękny. Tylko brakowało mu skrzydeł. Zaciekawiło mnie dlaczego. Nie wiedziałam o nim nic. 
- Ciekawe dlaczego… - wyrwało mi się.
- Co ciekawe dlaczego? - zapytał Percjusz. 
- A nic tak sobie myślę… - zastanowiłam się chwilę by nie wyjawić mu co myślę. - … że ciekawe dlaczego Alfa nazywa się mój oddział. 
- A to. - odparł - Są cztery oddziały. Alfa, beta, gamma oraz delta. Każdy z nich oznacza poziom. Poziom w oddziale alfa jest dla początkujących aniołów. Każdy z nich podzielony jest też odpowiednio na stopnie wtajemniczenia. I tak w alfie wyróżniamy dwa, w becie również. Zaś w Gammie trzy, a w delcie, gdyż jest to ostatni oddział podzielono na cztery stopnie. Czyli ogółem jest… - powiedział Percjusz, ale mu przerwałam.
- Jedenaście czyż tak? - odparłam.
- Tak, dokładnie. Oczywiście to nie znaczy że tyle lat będziesz się kształcić. Każdy etap ukończenia kształcenia powinien kończyć się egzaminem. Jednak, w przeszłości odnotowano kilka przypadków gdzie stopień wtajemniczenia nie mógł kończyć się egzaminem, ze względu na ich ujawnianie się darów. 
- Ok, ale ile czasu jest do tego egzaminu jeśli można wiedzieć? I ile trwał najkrótszy stopień? - Zapytałam. Szliśmy pomału w kierunku dormitorium, ale tak zaaferowana rozmową nie patrzyłam na nic wokół.
- Każdy anioł egzamin zdaje indywidualnie przy przewodniku i egzaminatorze. Najkrótszy stopień trwał dwa miesiące. Odbył się bez egzaminu, ze względu na reakcje i działania wykonywane przez anioła charakterystyczne dla okresu ujawniania się daru. - odparł.
- A powiesz mi kto to taki był? - zapytałam. Gdy to usłyszał, zauważyłam zmieszanie na jego twarzy. 
- Tak, to byłem ja. - odparł.
- Serio??? - powiedziałam zdziwiona zamiast jakoś sensownie odpowiedzieć czy pogratulować. Na dodatek szczęka opadła mi chyba do ziemi, która musiałam potem zbierać z niej.
- No tak, - odparł zmieszany moim zachowaniem. - ale nie przejmuj się, nie jestem taki dobry na jakiego mogę się wydawać. Przez to że każdy stopień udało mi się ominąć egzamin, tak tkwię bez skrzydeł na ostatnim stopniu wtajemniczenia i nie mogę go ukończyć. Swoją drogą dziwię się czemu pozwolono mi na bycie przewodnikiem nowicjuszki.
- To ja jestem pierwsza? Super - odpowiedziałam - Ale zaraz…  WSZYSTKIE egzaminy udało Ci się ominąć??
- No tak, ale z marnym skutkiem… - rzekł Mój Anioł - Już co najmniej rok tkwię na ostatnim stopniu. Może masz mnie czegoś nauczyć i pomóc zrozumieć pewne rzeczy.
- Ciekawe, w czym niby miałam ci pomóc czy czego kolwiek Cię nauczyć. Przecież jestem nowicjuszką. 
- Nie wiem. Czas pokaże. - odrzekł.
Potem szliśmy już w milczeniu. Miałam czas na kontemplacje, na temat wyglądu miasta Aniołów. A więc pełno było tu roślinności. Rozpoczynając od najróżniejszych drzew iglastych, liściastych po kwiatki najróżniejszej kolorystyki. Tak jakby tu zawsze świeciło słońce i było lato. Były piękne parki z ławeczkami przy których siedziało mnóstwo różnych aniołów, cześć miała skrzydła, ale większość ich nie posiadała. Charakterystyczne dla nich były niebieskie znaki na dłoniach. Tu spojrzałam na swoje dłonie na moich był błękitny obraz słońca i księżyca. Na dłoniach mojego towarzysza zauważyłam niebieskie rysunki serca i motyla. Ciekawiło mnie dlaczego akurat tak. Nie pytałam jednak towarzysza. Pomyślałam, że może dowiem się na zajęciach. Mijaliśmy te budynki z czerwonej cegły, tak jakby ktoś wyciągną budynki z całej  historii, te które zostały wyburzone, ale i te które dalej stały na ziemi. Te zabytkowe, jak te które na przykład widziałam na gdańskiej starówce, jak zamek w Malborku czy kościół w Ełku, bądź  katedra w Białymstoku. Pomyślałam sobie, że może później pozwiedzam. Były tu też nowoczesne budynki. Co mnie trochę zdziwiło, ale wszystko ładnie komponowało się w jedną całość. I w końcu dotarliśmy do wspomnianych przez Archanioła dormitoriów. Były to budynki o zabytkowym stylu budowli, acz kolwiek każdy się od siebie różnił. Nie były one jednakowe. Jednakowy był materiał budowniczy czyli typowa czerwona cegła. Architektonicznie były tak różne że nie dałoby się ich odróżnić, a przede wszystkim dlatego, że każdy był  podpisany tak wielkimi literami że chyba z lotu dało by się je odczytać. Pewnie i po to są tak wielkie. 
- No i dotarliśmy. Oto twoje dormitorium. Wejdźmy do środka. - powiedział to otwierając przede mną drzwi.
- Ależ dziękuję Ci - odparłam z uśmiechem od ucha do ucha, zapewne wyglądałam jak zwykle jak kretynka, a raczej jak słodka idiotka i do tego głupia blondynka o długich i pięknych włosach. 
- Proszę Cię bardzo - odparł Percjusz, też uśmiechnięty. - będziemy musieli iść na 4 piętro. Tam są już najpotrzebniejsze Ci rzeczy. 
- Ok. - odparłam
- To teraz złap mnie za ręce - powiedział. Jak prosił tak zrobiłam.
Znów poczułam to przyjemne uczucie unoszenia się i przemieszczania bez chodzenia. Chwilę później byliśmy już w moim pokoju. Dziwnie się poczułam jak staliśmy trzymając się za ręce i patrząc sobie w oczy. Tak, jakby mnie coś do niego ciągnęło. Miałam wrażenie, że jego też, ale w tym momencie się odezwał.
- Chyba już powinienem iść- powiedział to widocznie z niechęcią i z zastanowieniem. - Musisz się rozejrzeć. Wpadnę wieczorem. Na razie. 

________________________

Specjalnie dla czytelników ;)
Zapraszam do komentowania ;)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Nowe życie. Rozdział 3.


III.
Dotknięta przez Anioła


"Stanął przy mnie anioł
z wyciągniętą ręką
Położył ją na ramieniu
na chwilkę, sekundę
i odleciał…"
~ littlegraybutterfly ~

Obudziłam się nad ranem. Wyspana jak nigdy. Nic dziwnego, gdy poszłam spać bardzo wcześnie poprzedniego dnia. W powietrzu unosił się zapach świeżej róży. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. W oczy rzuciła się mi owa róża, której zapach poczułam. Leżała na biurku. Jakby ktoś wszedł przed chwilą i ją zostawił. Kolejną rzeczą, a raczej osobą był mężczyzna stojący tyłem. Miał on krótkie brązowe, lekko kręcone włosy,  białą rozpiętą koszulę i jasno- niebieskie spodnie, a dokładniej jeansy. Gdy tylko się odwrócił, to przeżyłam wielki szok. O to stał przede mną anioł. Mój konkretnie anioł, którego dwa dni wcześniej naszkicowałam na kartce. Aktualnie wisiała ona na tablicy korkowej.
- Nie bój się. - rzekł Anioł. - Nazywam się Percjusz. Jestem twoim przewodnikiem. 
- Kim…?? - zapytałam.
- Dokładnie aniołem przewodnikiem. - odparł.
- Aha! Czyli nie myliłam się. - powiedziałam głośniej niż tego chciałam.- To ty mnie wczoraj uratowałeś.
- I tak i nie. - powiedział Percjusz. - Po części sama to zrobiłaś.
- Ale jak to? - zapytałam.
- Normalnie. Ja tylko pomogłem Ci uaktywnić się Twojemu darowi, resztę zrobiłaś sama.
- Jakiemu darowi? Nic nie rozumiem? - odparłam
- Bianko, jesteś aniołem światłości, który właśnie przeszedł przemianę. - odrzekł.
- Jak to… - zaczęłam się rozglądać po pokoju.
- Po prostu, jesteś nim, a raczej nią. Jestem Twoim przewodnikiem, nauczycielem czy jak tam chcesz mnie nazywać. - powiedział.
Milczałam, rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu lusterka. Wreszcie znalazłam. Spojrzałam na siebie. Byłam zielonooką, blond anielicą. Nie miałam żadnych skrzydeł. Co mnie zaciekawiło. Twarz miałam tak rozpromienioną jak każdy narysowany przeze mnie anioł. Ciekawe dlaczego je rysowałam… Może dla tego że tęskniłam za sobą jako aniołem. Byłam o dziwo ubrana w piękną białą suknię. Podkreślała moje kształty, na gorsecie miałam piękne zdobienia zrobione z połączenia koronki z maleńkimi cekinami. Wzięłam szczotkę i zaczęłam czesać w ciszy swoje długie włosy. Myślałam wtedy że fajnie wyglądały by jakby były lekko zakręcone. I wtem po każdym ruchu szczotką zaczęły się kręcić, tak leciutko. 
- Jak to się stało - powiedziałam. 
- Tak jak widziałaś, po prostu. Na razie nie panujesz jeszcze nad darami, które posiadasz, ale w tym celu udamy się do miasta aniołów.
- Do Los Angeles? - zapytałam.
- Nie, ale jest to także miasto aniołów. Przede wszystkim inne, w nim mieszkają prawdziwe anioły.
- Zaraz, a jak my zrobimy, że nie będzie nas widać? Przecież anioły nie chodzą tak sobie ulicą. Ty to jeszcze zapiął byś koszule i mógłbyś wyjść, a ja w tej sukni bym się wyróżniała.
- Też tak po prostu, myśl o niewidzialności i tak się stanie. - odparł Percjusz. 
- Myślę… i już jestem nie widzialna? - zapytałam.
- Dla mnie jesteś widzialna, ale dla ludzi już nie. - powiedział.
- A jak mam to odróżnić?
- Na twoich rękach pojawia się lekki błękitny znak. Wtedy wiesz czy możesz się swobodnie poruszać między ludźmi.
- A co ze skrzydłami? Czy mają je wszyscy? - zapytałam.
- Prawie. - powiedział to z lekkim wykrzywieniem. - Nie wszyscy na nie zasługują. Niektórzy muszą trochę mocniej pracować na nie niż inni. To zależy z jakiej klasy pochodzisz. - powiedział.
- A z jakiej ja pochodzę?
- Nie posiadam takiej wiedzy, to możesz się tylko dowiedzieć od Archanioła. Ja jako przewodnik czy nauczyciel muszę być bezstronny. Dlatego tego nie wiem.
- Rozumiem, a gdzie jest ten Archanioł? - pytając to patrzyłam na swoje lekko błękitne dłonie.
- Bądź cierpliwa Bianko. Właśnie tam lecimy. -odparł podając mi swą delikatną Anielską dłoń. - Weź mnie za ręce i wtedy polecimy.
Było to cudowne uczucie, trzymałam jego dłonie, patrzyłam się w jego młodą jak na przewodnika twarz. Tak wtedy myślałam. Zaczęliśmy się delikatnie podnosić ku górze. Zataczaliśmy lekkie koła. Gdy nagle pokój znikną, a zarazem moje dotychczasowe życie i moje byłe plany. To moje pochodzenie determinowało kim jestem, czyli jednak nie miałam wyboru.
Czułam, że zbliżamy się, widząc wątłe światło na końcu wiru, w którym się poruszaliśmy.
Trafiliśmy do komnaty oświetlanej, za pomocą świec. Najwidoczniej nie było tu prądu. Panował tu pół mrok, gdy nagle sama rozświetliłam te całe pomieszczenie. Na końcu siedział na wysokim tronie mężczyzna z wielkimi skrzydłami z zbroi podobnej do tej, którą nosili rzymianie. Zawołał mnie pełnym mym imieniem.
- Bianko Aurelio Amelio Kaster - Fernest podejdź proszę  tu do mnie. Przewodniku dziękuję ci za doprowadzenie Bianki do Angel Town. Podaj proszę mi swe obie dłonie.
- Witam Cię Archaniele - odparłam lekko kłaniając się jak robią to księżniczki w bajkach. Podałam ręce i wtedy jego oczy piękne czekoladowego koloru zaczęły błyszczeć na złoto. Nie wiedziałam co to ma znaczyć. Przede wszystkim bardzo się przyglądałam jego reakcji, ale nie mogłam z niej nic wywnioskować. Powiedział tylko dwa słowa.
-Niebywały dar.
To był pierwszy dotyk Archanioła.
____________________________

Dedykacja dla:
~ A Alexy
~ Alpha Fearis
~ Cupcake

czwartek, 25 kwietnia 2013

Nowe życie. Rozdział 2.


II.
Zmiany za sprawą przypadku.


"Błękitna suknia
Błękitne skrzydła
Błękitne oczy
W dłoni błękitny kwiat
Czy to człowiek?
Nie, to anioł
Co z nieba błękitem wita cały świat."
~błękitny anioł~

Tego dnia wybrałam się na wiosenny spacer. Była piękna pogoda. Słońce świeciło tak, że mimo lekkiego, chłodnego wiatru byłam jedynie w ciepłej bluzie z kapturem. Moje proste, jasne blond włosy powiewały lekko. Uśmiechałam się sama do siebie, ciesząc z nadejścia wiosny. Szłam ulicami mojego miasta. W uszach słuchawki a w nich piosenka Dwie bajki. Nie słuchałam głośno, ale na tyle, aby słyszeć co się wokół mnie dzieje.
Szłam ulicą, gdy  nagle usłyszałam dobiegające za mną głosy krzyków. W moją stronę jechał rozpędzony samochód. Za kierownicą siedział mężczyzna, który nie mógł zapanować nad kierownicą. Działo się to tak szybko, że nie zdążyłam zauważyć jaki był to samochód, ani jak wyglądał. W słuchawkach właśnie piosenkarka zaśpiewała słowa : "snem było życie dopóki Ty nie pojawiłeś się w nim…". I nagle przy mnie jakby się zmaterializował młody mężczyzna w białym stroju. Przytulił mnie od tyłu i nagle staliśmy po drugiej stronie ulicy. Samochód uderzył w latarnie, która pod wpływem uderzenia upadła na ziemię, a samochód pojechał na średniej wysokości murek i tam się zatrzymał. Rozejrzałam się za swoim wybawcą, ale go już nie było. Usłyszałam tylko świst, przypominający głos, który mówił: "Jestem tuż obok, ale w ukryciu, zobaczymy się jeszcze." Pomyślałam, że to głupie, ale wydawało mi się że mógł być to mój anioł struż.  
Po dłuższym zastanowieniu się kim był wybawca, przypomniała mi się sytuacja gdy Bella w "Zmierzchu" została ocalona przez Edwarda. Ona chociaż wiedziała kim jest bohater, który ocalił jej życie. Ja, tego nie wiedziałam. Mogłam się tylko domyślać, ale czym są domysły podczas gdy chcesz wiedzieć?!
Nagle zobaczyłam, że biegnie w moją stronę mężczyzna z kobietą. 
- Nic, Ci nie jest - zapytali mnie równocześnie.
- Nie, udało mi się na moje szczęście uciec. - odpowiedziałam. 
- Na pewno nie potrzebujesz lekarza? - zapytał mężczyzna z zielonym krawatem. 
-Nie, nie. Naprawdę nic mi nie jest. W ostatniej chwili zobaczyłam samochód i uciekłam. Przepraszam, ale muszę już iść. - odparłam.
- Niestety, nie możesz. Jesteś bezpośrednim świadkiem wypadku. Zaraz będzie policja. Jak Cię przesłucha dopiero będziesz mogła odejść. - powiedziała kobieta, wyglądająca na wyedukowaną w tym temacie. Nie potrzeba dużo, wystarczy oglądać W-11 i już się wszystko wie.
- Dobrze, a co z tym mężczyzną, który kierował. - zapytałam.
- Wygląda na lekko poturbowanego. Gdyby nie pasy i poduszka powietrzna mogło by się to gorzej skończyć. Ale prawdopodobnie karetka zabierze go do szpitala. Nic niewiadomo nigdy co dzieje się we wnętrzu jego ciała. - powiedział tym razem mężczyzna. Też widać, że przygotowany. Tu również, można się prosto przygotować oglądając nasz polski serial pt. lekarze, bądź zagraniczny chirurdzy.
Poszłam z nimi na stronę ulicy, którą jeszcze nie tak dawno szłam. Mogłam się teraz przyjrzeć całej sytuacji z bliska.
Samochód całkowicie nie nadawał się do naprawy. Co najmniej z mojego punktu widzenia. Był to zielony citroen c3. Kierowca siedział w samochodzie w razie gdyby miał coś połamanego, aby tego nie pogorszyć. Podeszłam do niego.
-Jak się pan czuje? - zapytałam.
- Dobrze dziewczynko. - odpowiedział, był to mężczyzna około sześćdziesiątki. - Ty chyba stałaś na chodniku i o mało w Ciebie nie uderzyłem.
- Tak, ale udało mi się uciec. - odparłam, bez zbędnego tłumaczenia. - Co się działo, że nie mógł pan zapanować nad samochodem?
- Nie wiem, wracałem właśnie z przeglądu technicznego i wszystko było dobrze. A gdy chciałem skręcić w lewo, nie mogłem ani skręcić, ani zahamować i pojechałem tak jak koła prowadziły. Całe szczęście, że jesteś cała… - nie zdążył dokończyć ponieważ przeprosili mnie sanitariusze z karetki.
Zeznałam później, prawdę dla policjantów. Nie była to do końca prawda. Ominęłam fragment o moim wybawcy, aby nie pomyśleli o mnie jak o wariatce.
Poszłam do domu i położyłam się do łóżka. Miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień.  Jednak postanowiłam, dzięki temu zdarzeniu jeszcze bardziej zagłębić się w zmiany w swoim życiu. Zanim zasnęłam postanowiłam się skupić na wyglądzie mojego wybawiciela. Na pewno był umięśniony. I był na jasno ubrany. Niestety, nie byłam w stanie więcej zobaczyć, gdyż złapał mnie od tyłu i uratował. Nie zdążyłam mu nawet podziękować. Leżałam i wpatrywałam się na swój obrazek przed sobą. Wyszedł mi bardzo realistycznie. I z tym obrazkiem w pamięci zasnęłam błogim i zbawiennym snem dla mojej zmęczonej głowy.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pierwszy i drugi wymiar. Rozdział 6.


6. Czy to jest prawdziwe ?


W tym momencie gdy powiedziałam Adamowi, że ciotka wyraziła zgodę myślałam że mnie udusi z tej radości. Tulił mnie jakbym była jakąś lalką nie posiadającą nic w środku czy też nic nie czuła. Byłam tak ciekawa co jest za furtką że wzięłam za rękę Adama i pobiegliśmy w jej kierunku.
- Strasznie jestem ciekawa co będzie za tą furtką. – powiedziałam stojąc już tuż przed nią i naciskając na klamkę 
- Hm.. Zamknij oczy, a jak wejdziemy to zobaczysz.
- Dobrze. Masz szczęście że ci na tyle ufam. 
- No widocznie jestem godny zaufania. Tylko nurtuje mnie jeden problem. Czemu ubierasz się na czarno.
- Jest jeden główny powód. Rozstałam się z chłopakiem. Była to moja pierwsza spełniona miłość.
- Aha. Tak tez myślałem. Po tym jak zwlekałaś z zapoznaniem się ze mną.
- No widzisz znasz mnie choć dużo o sobie nie opowiadam.
Wtedy zasłonił mi oczy i weszliśmy. Poczułam że stoję na jakiejś zimnej posadzce i powiew chlorowanej wody, co oznaczało basen, jak się domyślałam. Usłyszałam bul bony, ale nie wiedziałam skąd one pochodzą. W końcu odsłonił mi oczy, ale bałam się tego co zobaczę. Bałam się że zmysły mnie omyliły, że to co słyszałam i czułam to były tylko złudzenia. 
- Możesz już otworzyć oczy. – powiedział.
- Może i mogę ale się boję – powiedziałam wciąż z zamkniętymi oczami. 
- Czego? Tego że zmysły mogły cię zmylić? Tego że to co słyszysz i czujesz to tylko sen ?
- Tak, ale skąd znów to wiesz?
- Hm. Mam rozwiniętą intuicję. – powiedział
- Czy to nie kobiety mają intuicje ?
- Nie tylko. Ja jestem chłopakiem, czy tam jak chcesz mężczyzną, ale posiadam intuicję. I to doskonale rozbudowaną. A teraz otwieraj oczy. 
Poszłam więc za jego radą i otworzyłam oczy. To co zobaczyłam przewyższyło moje oczekiwania. Był tam dwa razy większy basen niż ten przed furtką, trzy jakuzi, dwie sauny, restauracja z napojami i solarium.
- Jak tu pięknie…
- No tak, pięknie. I to wszystko tylko dla nas. Na razie nikt po za nami tu nie wchodził. W sensie poza twoją rodziną, mną i tobą. 
- A to czemu ? –spytałam
- Cóż. Cały ten teren zostanie otwarty dla turystów dopiero od następnego sezonu.
- Czyli możemy sobie używać wszystkiego co tu jest. Ciotka co prawda nic nie powiedziała na temat restauracyjki że nie możemy z niej korzystać, ale nie wiem czy tak ładnie.
-  Cóż, skoro nic nie mówiła to znaczy że się zgodziła. Ale najpierw wskakujesz do basenu.
Reszta dnia minęła na zabawie w tym miejscu. Nie wiem jak to nazwać park rozrywki, a może park rozpusty?
Następne dni z Adamem mijały mi na zabawie i rozmowach. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, czyli cały czas. Adam przychodził co dziennie i mnie budził. Wyruszaliśmy na basen, a potem sauna i reszta z tych udogodnień.
Tego dnia obudziłam się sama zeszłam na dół przywitałam siostrzyczki które już bawiły się w bawialni naprzeciwko drzwi wejściowych. Adama jeszcze nie było. Co mnie bardzo zdziwiło, nie zastanawiając się długo , po to aby się nie zasmucić. Poszłam zająć się sprawami przy ziemnymi typu wzięcie prysznica czy zjedzenie śniadania. 
Dobrze że nie martwiłam się zbytnio nie obecnością Adama, bo jak się okazało gdy zeszłam do jadalni, Adam już tam na mnie czekał. 
- Przepraszam, że jestem dopiero teraz. Naprawdę mi przykro. 
- Oh, nic się nie stało. Wykorzystałam ten czas dla siebie. A co ty taki odstawiony dzisiaj? Czy jest jakaś ważna okazja, o której nie wiem? A może… może masz jakąś randkę? – gdy mówiłam to ostatnie aż zaschło mi w gardle, ledwo mi przeszło to przez nie.  
- Hm. Tak prawdę mówiąc to nie wiem, czy to można nazwać randką. To już zależy od ciebie. Chciałbym w każdym bądź razie zabrać cię na śniadanie do mojej ciotki, a interpretacja należy do ciebie. Po drodze chciałbym z tobą porozmawiać. 
- Hm… Dobrze mogę iść, tylko daj chwilkę a przebiorę się w coś ładniejszego. – powiedziałam to gdy już się obracałam do wyjścia, ale on raptownie poderwał się z krzesła złapał mnie w swoje ramiona i powiedział
- Oh. Aniu tak jest dobrze. Proszę nie idź zmieniać ubrania. Naprawdę podobasz mi się w tej zwiewnej, letniej sukience. Ona jest ładna, uwierz mi.
- Dobrze…. – słów mi zaczynało brakować, zaczynałam się lekko jąkać, czy on chce mnie teraz opuścić, czy nawet nie zostaniemy przyjaciółmi. Ja nie wiedzieć czemu tęskniłam już za nim choć stał przytulony do mnie. – No to … może by … może by tak pójść już do tej twojej ciotki. 
- Słucham? Ach tak, zapomniałbym ciotka. Wiesz ostatnio przy tobie zapominam się i to strasznie. – w momencie gdy to mówił równie raptownie jak wcześniej poderwał się z krzesła tak teraz odsunął się ode mnie. Nie wiedziałam co to może oznaczać. – Boję się, że przez moją nie uwagę cię stracę.
- Ale dlaczego? –zapytałam, choć tak naprawdę nie chciałam, bo miałam o tym pomyśleć, a nie powiedzieć.
- Cóż. I o tym chciałem z tobą porozmawiać…. – urwał 
Szliśmy chwilę w milczeniu w dość dużej odległości między nami. Zastanawiała mnie ta jego tajemniczość, tak jakby się bał, że powie coś co mnie urazi. Coś takiego co skłoni mnie do powrotu do hotelu mojej ciotki. 
- Adam, ja już tak dłużej nie mogę – urwałam i stanęłam na chwile. – Powiesz mi w końcu? Rozumiem, że chciałeś być ze mną sam na sam, więc jesteśmy. Opuściliśmy terytorium hotelu mojej ciotki. Więc słucham, co chciałeś mi powiedzieć.
- Och, Aniu. Nie wiem czy potrafię. Wiem, że zacząłem, ale nie potrafię.
- No to ja wracam. 
- Nie! Proszę, to dla mnie ważne, dla nas ważne, a ciężko mi o tym mówić ponieważ sam nie wiem jak to uczycie nazwać. To dotyczy ciebie i mnie, a raczej tylko mnie. Po prostu …. – powiedział i urwał. 
- Kochasz mnie? – powiedziałam takim głosem spokojnym, takim zakochanym jak nigdy dotąd. – Czy ty Adamie mnie kochasz ? 


________________________________________

Pozdrawiam wszystkich czytelników. 
I było by miło jakby każdy zostawiał choć krótki komentarz ;)


wtorek, 16 kwietnia 2013

Nowe życie. Rozdział 1.


I.
Miasto Aniołów.


"Kiedy zasypiam, to Ty nie śpisz wcale
-pilnujesz czujnie, czy równo oddycham,
czy serce jak zegar będzie biło dalej
i czy noc dokoła jest dobra i cicha…"
~ Tadeusz Ruciński ~


 Powiadają, że miasto aniołów to Los Angeles, ale dlaczego właściwie? Wpisałam w Google i od razu, jakby ktoś wiedział czego konkretnie szukam, wyświetliła mi się podpowiedz. Jedni piszą o geograficznym znaczeniu nazwy, a inni o religijnym. Począwszy na wzgórzu Sister Elsie, skończywszy na nazwaniu miasta  pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Królowej Aniołów. Jednak miastem aniołów jest każde, w którym żyją ludzie. 
 Każdy człowiek ma swojego anioła stróża, który czuwa nad nami. Każdy anioł struż jednak musi pozostać w ukryciu. Uwielbiam ich rysować. Wydają się być wtedy tacy ludzcy w swej postaci. Bez aureoli, z wielkimi śnieżno białymi skrzydłami. W białych koszulach rozpiętych i lekko powiewających w locie. W biało niebieskich dżinsach, które na ich typowo męskich kształtach wyglądają jak na jakimś usposobieniu bóstwa. Włosy ich są jasne i krótkie. Oczy mają niebieskie jak niebo, po którym lecą. Ich dłonie są męskie, a zarazem bardzo delikatnie wyglądające. Twarz mają zawsze uśmiechniętą i rozpromienioną. Prawie  jakby był promieniem słońca, tak łagodnego a zarazem ciepłego i wspaniałego.
 Znasz ten ból po stracie kogo bliskiego? Kogoś Ci drogiego? Wtedy gdy szukasz pomocy, a jej nie otrzymujesz? Wtedy gdy chcesz przestać cierpieć, a zarazem chcesz cofnąć czas i wrócić do przeszłości? Aby nie powiedzieć parę słów za dużo, bądź za mało? Aby znów on Cię kochał tak bardzo jak przedtem? Aby wrócił do Ciebie i było jak dawniej?
 Tak, ja też to znam. 
 Niestety, czasu nie cofnę, mogę teraz tylko marzyć. Rozmyślać i malować, aby zapomnieć. I tu pomaga mi moja wyobraźnia. Kiedy patrzę w kartkę i trzymam ołówek w ręce i rysuje, szkicuje i zabijam czas. Ostatnio cały czas myślę o aniołach. Stąd to miasto. Aniołowie są dla mnie ostoją myślową. Czymś nie z tego świata, coś co daje odpoczynek i spokój. Chronią nas przed wszystkim co złe. Niestety nie ochronią nas przed cierpieniem. Ich moc może jest w stanie powstrzymać nas przed cierpieniem, ale godziła by w naszą Wolną Wolę. W nasze decyzje, te lepsze i gorsze, które podejmujemy. W każdy uśmiech i każdą łzę, które pokazujemy, czy też nie. Tak więc musimy cierpieć. I być odpowiedzialnym za swoje czyny i decyzje. Ponosić ich wszelkie konsekwencje. 
 Ja, je ponoszę. 
 Jeden zły wybór, jedna zła decyzja i teraz cierpię…
 Maluję, rysuję i robię wszystko co tylko mogę, aby zapomnieć tan błąd sprzed roku. Niestety, z marnym skutkiem. Ciągle wracam do przeszłości i nie mogę cofnąć czasu, co tak bardzo bym chciała zrobić. Głowa pełna marzeń i planów, musiała zmienić wszystko. Od podstaw życia do złożoności tegoż procesu. 
 Zmienić wszystkiego się nie da. Muszę niestety patrzeć na czyjeś szczęście wiedząc, że go nie zaznam. Życie toczy się dalej, a ja stoję w miejscu rozpamiętując jeden moment, jedną chwilkę. Malutki epizod, którym był on i nasza miłość. 
 Tak… Koniec z tymi rozważaniami… To nie jest już ważne. Ważne jest to co będzie teraz. Co muszę zrobić.
Wzięłam kartkę i ołówek. Tym razem nawet nie wiedziałam kiedy na niej pojawił się ciemno włosy i zielonooki tym razem anioł. Był umięśniony i średniego wzrostu. Miał twarz zamyśloną i patrzącą wprost na mnie z tej kartki. Wydawał mi się tak znajomy. Acz kolwiek nigdy nie spotkałam tak wyglądającego mężczyzny bądź chłopaka. Twarz jego była gładka. Mimo jego zamyślenia, dało się zauważyć lekki zadziorny uśmiech.  Włosy miał ułożone krótkie, ale lekko kręcone. Gdy tak patrzyłam na tę kartkę przyszła mi myśl do głowy, aby ten obrazek powiesić na mojej tablicy korkowej wiszącej tuż przy łóżku. Tak, aby móc wstawać i na niego patrzeć. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Zdjęcie wiszące na tablicy, w miejscu  gdzie chciałam powiesić obrazek, ściągnęłam i wyrzuciłam do kosza.
 To już naprawdę nowy początek. Nowy moment mojego życia, które układam na nowo. Dla mnie ten epizod już skończony. 
Zaczynam wszystko od nowa. Z aniołem na tablicy korkowej.